Miesiąc temu jadąc samochodem usłyszałam reklamę w radiu –
pani mocno zachrypniętym głosem, jakby z otchłani, mówiła: „Sezon na
infekcje ogłaszam za otwarty” i pociągnęła nosem, co zobrazowało ogrom jej
nieszczęścia. Pomyślałam sobie wtedy: „O nie, nie, byłam w czerwcu z
maluchami w sanatorium, żadne infekcje, nie ma takiej opcji”.
Ale już po paru dniach moja pewność siebie ucichła, kiedy moja pięciolatka w
nocy z głośnym krzykiem oznajmiła całemu domowi, że nie może oddychać, bo ma
zatkany nosek i w ogóle wszystko ją boli. Oczywiście najlepsze lekarstwo
jest przeskoczyć do łóżka rodziców, do tego doszło smyranko po pleckach i
śpiewanie piosenek i jakoś przetrwałyśmy do rana.
Rano natomiast mój siedmiolatek wstał z płaczem, bo boli gardło i główka. No
nic, pomyślałam, nie wszystko stracone, trzeba szybko powalczyć, żeby
chociaż nie dopuścić do antybiotyku. Biegiem postawiłam dzieciakom bańki,
wysmarowałam plecy gęsim smalcem (doskonale natłuszcza, mniej doskonale
pachnie, ale trudno) i amolem, wsunęłam pod kołdrę i poczęłam przygotowywać
specyfiki. Wyciągnęłam zakupiony na święcie chleba w Muzeum Wsi
Radomskiej syrop z mniszka na miodzie i syrop z bzu, zaparzyłam lipę z
imbirem, dolałam domowego soku z malin lub wymieszałam z łyżeczką miodu.
Pokroiłam cebulę i zasypując ją cukrem w słoiku postawiłam w garnku z wodą
na gazie, żeby szybko puściła sok. Podałam na łyżeczce cukru lub w
niewielkiej ilości wody 10 kropli propolisu, i tak biegałam co chwilę do
dzieci dręcząc, by piły, co mamuśka podaje. Przy okazji jeszcze inhalacje z
soli morskiej z dodatkiem 3 kropli wody utlenionej na zapchane nosy.
Wszystkie te czynności powtarzaliśmy po kilka razy... i tak dwa dni, ale
udało się.
Nic się nie rozwinęło, moje myszki już wariują, cała jednak sytuacja
przypomniała mi o konieczności wszczęcia postępowania zapobiegawczego. A
więc zaczynam podawać moim pociechom witaminę d3 i k2, nastawić muszę winko
czosnkowe i na stałe włączyć je w jadłospis jesienno-zimowy dla całej
rodziny. Czosnek, wiemy, ma właściwości bakteriobójcze, a że na kanapeczce
dzieci niekoniecznie chcą jeść, łatwiej jest mi przemycić w formie płynnej.
12 dużych ząbków polskiego czosnku należy rozgnieść, zalać sokiem z 2 cytryn
i 1/2 l przegotowanej, ciepłej wody (nie gorącej). Trzymać w cieple w
szklanym lub glinianym naczyniu pod przykryciem przez 24godz., następnie
dodać 3-4 łyżki stołowe ciekłego miodu. Następnie odcedzić i przechowywać
jak wino, najlepiej w ciemnej butelce w lodówce. Podaje się po posiłku rano
i wieczorem po 1 łyżce stołowej przez kilka tygodni, a nawet miesięcy. Dla
większej rodziny, to nieduża porcja, wiec warto zrobić więcej, by starczyło
na dłużej. Życzę zdrowia! Zostańcie z Bogiem!
eg do góry