CUD PIERWSZYCH PIĄTKÓW

Wielkim nieszczęściem jest zaniedbywanie tego Bożego posiłku na pustyni życia. To tak, jakby ktoś umierał z głodu obok suto zastawionego stołu” (św. Jan Maria Vianney).

Przez wiele lat mojego dorosłego życia przystępowałam do sakramentu pokuty i Komunii świętej najwyżej 3-4 razy w roku. Bardzo wielu ludzi tak czyni. Na Święta Bożego Narodzenia, Wielkanocne i jeszcze raz czy dwa z okazji jakieś uroczystości rodzinnej: ślub, chrzciny, I Komunia... Tyle posilania się Ciałem naszego Pana wówczas mi wystarczało…

Czy teraz coś się zmieniło? Tak! A dlaczego?

Przez moje bycie rodzicem. Jak mogę wymagać od swojego dziecka, żeby chodziło często do spowiedzi i Komunii świętej, jeśli sama nie idę? Nie daję dobrego przykładu. Postanowiłam to zmienić…

Rozpoczęłam pierwsze piątki miesiąca. Kiedyś dawno temu, zaraz po swojej I Komunii świętej praktykowałam dziewięć pierwszych piątków miesiąca. Nie było wtedy książeczek, naklejek i innych „zachęcaczy”. Wszyscy po I Komunii świętej sami wiedzieli, że trzeba chodzić, a rodzice nie musieli pilnować. Dziś jest trochę inaczej… Trzeba zachęcać…

Co miesiąc, w każdy pierwszy piątek miesiąca, konsekwentnie przystępowałam do sakramentu pokuty i Komunii świętej z intencją wynagrodzenia Jezusowi za grzechy własne i innych ludzi. Wypadły po drodze wakacje, ale znalazłam kościół w małej wsi, w której wypoczywałam z rodziną i pojechałam na Mszę świętą. Nie było to takie trudne - trzeba było tylko chcieć!

Były dni, że po ludzku nie chciało się wychodzić domu i iść do kościoła. Jednak szłam, nie chciałam przerywać, bo zostało
jeszcze cztery… trzy… dwa… piątki.

Nadszedł koniec i mam dziewięć pierwszych piątków miesiąca. Czy o to chodziło, żeby je „zaliczyć”? Nie, chodziło o zmianę w życiu. O przypomnienie sobie, jak ważne są sakramenty pokuty i Komunii świętej, jak ważna jest nieprzerwana relacja z Bogiem i Jego miłość do nas.

Czy pierwsze piątki zmieniły coś w moim życiu? Tak, bardzo dużo. Przez te kolejne miesiące wypracowałam w sobie potrzebę bliskości z Panem Jezusem i przyjmowania Go w Najświętszym Sakramencie. Odkryłam, że łatwiej iść przez życie i zmagać się z codziennymi problemami, jeśli w niedzielę, a nawet częściej, przyjęłam samego Boga do swojego serca. Poczułam Jego bezgraniczną miłość do mnie, do słabego człowieka, który ciągle potrzebuje Jego wybaczania…


Dlatego próbuję trwać i korzystać z dobrodziejstw sakramentów świętych na co dzień, a nie tylko od święta. Bo powtarzając za Jezusem: „jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6, 53).

 

mz

do góry