Za chwilę już są. Święta Bożego Narodzenia. Wspaniały czas.
Święta trzeba przeżywać jak dziecko.
Pamiętam swoje dzieciństwo i TE DNI. Co roku czułam tę wyjątkowość.
Mały Jezus przychodzi do nas w stajence,
w ubóstwie i chłodzie. Fascynowała mnie opowieść z Ewangelii.
Martwiłam się, że nikt nie chciał go przyjąć. Myślałam wtedy: „Jezu,
gdybyś przyszedł do nas, oddałabym Ci moje łóżko. Byłoby Ci ciepło i
miło u nas”. Byłam dzieckiem…
Nie rozumiałam, że to ubóstwo jest celowe. Bóg uniżył się
najbardziej, jak to możliwe... By najuboższy człowiek wiedział, że
Jezus przychodzi do Niego.
Z tamtych lat pamiętam jeszcze mamę krzątającą się po kuchni, gdy
przygotowywała Wieczerzę wigilijną. Ja z siostrą grzecznie bawiłyśmy
się przy choince. W jednym miejscu, z kilkoma zabawkami, żeby nie
nabałaganić, bo przecież już dom wysprzątany. Bardzo miło i z
ciepłem w sercu wspominam tamten czas. Było pewnie skromniej niż
dziś, bo wiadomo,
to były lata 80 i trudno się żyło. Mam wrażenie, że wszyscy byliśmy
szczęśliwsi. Nasze Święta wcale nie musiały być idealne i wystawne,
ale ciepłe i rodzinne. W kolejne dni spotykaliśmy się z dalszą
rodziną, babciami, dziadkami i całą rzeszą kuzynostwa.
Dziś jesteśmy bardziej zamknięci w swoich domach. Zabiegani,
zapracowani… I w Święta marzymy, żeby się wyspać
i odpocząć. Jak zapraszamy gości, wszystko musi być „woow”, idealne
i wielkie. Dlaczego z wiekiem tracimy tę dziecięcą radość ze
świętowania Narodzenia Pańskiego?
Postanów dziś odszukać wspomnienia ze Świąt, gdy byłeś dzieckiem.
Zaczerpnij z tamtego czasu i raduj się, bo Pan przychodzi. Jest z
nami i trzeba Mu otworzyć drzwi. Naszego domu i serca…
mz