Myśląc o zgrzytach i nieporozumieniach w małżeństwie - jedna, chyba
najważniejsza dla mnie, kwestia przychodzi mi na myśl. To szacunek.
Tak łatwo nam przychodzi miło się do siebie zwracać, kiedy jest
wszystko dobrze. Ale niech tylko zaczyna się rozwijać grubsza
sprawa...
Brak szacunku, zarówno dla kobiety, brak szacunku do siebie samych i
do wszystkich uczestników tejże wymiany poglądów…
A przecież my, kobiety, wychowujemy naszych synów tak, w jaki sposób
przedstawiamy im naszą kobiecość.
To mocna prawda - to my wychowujemy przyszłych mężów. W domu,
szkole, pracy. Albo ucząc szacunku do kobiety, najpierw oczywiście
szanując same siebie, a potem wymagając tego szacunku od mężczyzny.
Może ktoś powiedzieć, że to nie dzisiejsze, ale ja wciąż uczę tego
moich synów: że kobietę przepuszcza się pierwszą
w drzwiach, że odsuwa się jej krzesło przy stole, że otwiera się jej
drzwi w aucie czy podaje płaszcz.
Ale trzeba najpierw zacząć od siebie - mieć szacunek dla siebie.
Przypominają mi się słowa Prymasa Tysiąclecia: ,,tylko od ciebie
zależy, czy ktoś przed tobą uklęknie, czy cię upodli” oraz: ,,Zawsze
kiedy wchodzi kobieta – wstań”. Kardynał zawsze wstawał.
To nie jest proste panować nad swoimi emocjami. To jest nieustanna
praca. Nad związkiem, nad sobą samą, sobą samym…
Jednym z punktów naszej pracy jest, by nie kłócić się przy
dzieciach. Dla nas może to być nawet drobna sprzeczka, ale dla nich
to sygnał, że coś dzieje się nie tak… Pamiętam oczy naszych pociech
po jednej z takich wymian – to była moja największa pokuta i silne
postanowienie: „Nigdy więcej!”.
Nawet, kiedy się w czymś nie zgadzamy, możemy przekazać to sobie z
szacunkiem. Najlepiej bez świadków.
Maryjo i św. Józefie, bądźcie nam wzorem szacunku. Ku świętości
naszych małżeństw.
Weronika
* dombra - narodowy instrument kazachski, najczęściej z dwiema strunami…