We wrześniu postanowiłam wziąć udział w Kursie Ewangelizacyjnym o
Bożym Słowie.
Przez jeden weekend, wyjątkowo dużo czytałam, słuchałam i
rozmawiałam o Piśmie Świętym. Budowałam relację z Jezusem – Słowem i
z ludźmi, którzy wzięli udział w Kursie. Był to fantastyczny czas!
Czas, w którym Pismo Święte towarzyszyło mi we wszystkich
czynnościach.
Pan naprawdę do mnie mówił. W jaki sposób to robił, najlepiej pokaże
zdarzenie, jakie miałam w trakcie Kursu.
Mam przyjaciela, który jest zarazem moim przewodnika w drodze do
Boga. Sam przeszedł już długą drogę i obecnie jest bardzo blisko
Jezusa. Często rozmawiamy i poruszamy różne trudne tematy. Dzielimy
się bolesnymi doświadczeniami. Radzę się go, słucham opinii…
W ostatnim czasie nie zgadzaliśmy się w pewnej kwestii. Mieliśmy
totalnie odmienne zdania. Nie chciałam słuchać jego argumentów ani
rad. Zbuntowałam się całkowicie. Nawet trochę denerwowałam się, jak
namawiał mnie do zmiany postawy…
W sobotni wieczór, po całym dniu Kursu, sięgnęłam po raz kolejny po
Pismo Święte. Poprosiłam Pana, jak Samuel: „Mów, bo sługa Twój
słucha” (1 Sm 3, 9)…
I wtedy otworzyłam całkowicie bezwiednie Nowy Testament na Liście do
Hebrajczyków na rozdziale 13. Przeczytałam fragment: „Zaufajcie tym,
co wam przewodzą i bądźcie im ulegli. Oni jako odpowiedzialni za
was, osobiście czuwają nad wami. Niech czynią to z radością, a nie z
bólem, gdyż to byłoby dla was szkodliwe” (Hbr 13, 17).
Mocno poczułam, że te słowa dotyczą mojej relacji i sporów w tak
ważnej sprawie mojego życia z moim przyjacielem i przewodnikiem...
Pismo Święte to Żywa Księga, przez którą Bóg naprawdę mówi. W ten
sobotni wieczór odnalazły mnie Słowa Pana. Dał mi upomnienie.
Nakazał mi zaufać. I dziś już wiem, że nie mogę się buntować i
pracuję nad sobą. W całym tym trudzie spraw, mnie prowadzi
przyjaciel. A jego prowadzi Pan...
xx