AŻ DO DZIŚ

Nie jestem najlepszym przykładem katoliczki...

Nie zawsze tak było. Kiedyś należałam do OAZY i w Wielką Sobotę w mojej parafii trzymałam straż przy Grobie Pana Jezusa. Co niedzielę chodziłam do kościoła i angażowałam się w życie Wspólnoty. Co się wydarzyło, że teraz tak nie jest? Właściwie nic konkretnego.

Moja wiara, a w zasadzie postawa, ma swoje wzloty i upadki...Teraz chyba jest moment upadku...

Modlę się każdego dnia, ale wyjście do kościoła to dla mnie jak zdobycie Mount Everest. Zawsze znajdę wymówkę,
bo chcę ja znaleźć... Modląc się w zaciszu domowym mam wrażenie, że oddaje się Panu bezgranicznie. Ja i On, bez rozpraszaczy…

Ale nie o tym chciałam powiedzieć.

Mówimy: „Jak trwoga to do Boga”. Oj, mogłabym bez liku wymieniać sytuacje, które właśnie mnie w ten sposób opisują, ale dziś...

Dziś coś się zmieniło. Krótka rozmowa, krótkie słowa, a przemyśleń na cały dzień. „Ktoś” rano dziś powiedział do mnie słowa „Jezu, ufam Tobie”. Słowa dobrze mi znane, ale do dziś puste. Może nie tyle puste, a takie, nad którymi się nie zastanawiałam. Aż do dziś...

Ta sama osoba, która te słowa powiedziała, mówiła w rozmowie o nich i padło stwierdzenie „Jezu, czy ja Tobie ufam?”
I w tej chwili wyłączyłam się z konwersacji, myśląc i odnosząc do siebie: „Jezu, czy ja Ci ufam?”

Do tej pory tylko Ci dziękowałam i prosiłam. A od dziś: JEZU, UFAM TOBIE.

Dziękuję „Ktosiu”. Dobrego dnia dla Ciebie!

Frania

do góry