NIESAMOWITA KOBIETA

Kiedy usłyszałam o Matce Róży Czackiej – wyobrażałam sobie, jakie to straszne widzieć piękno tego świata i wiedzieć, że za chwilę, za moment, będę oglądała tylko ciemność... Wiedzieć o tym i nie zwariować… Wiedzieć, doświadczyć i przekuć to na łaskę, z której dobro widoczne jest do dnia dzisiejszego i trwać będzie nieustannie. Oto dzieje tej niesamowitej Kobiety.

Urodziła się w drugiej połowie XIX wieku na terenie obecnej Ukrainy. Wywodziła się z arystokratycznej patriotycznej rodziny. Kiedy miała 6 lat, jej rodzice zdecydowali się przenieść do Warszawy. To było dla niej trudne doświadczenie, ponieważ kochała przestrzenie, zapachy, jazdę konną. A tu w Warszawie były cztery ściany i niewielka przestrzeń.

Otrzymała bardzo dobre wykształcenie, znała 4 języki, a ojciec nauczył ją zarządzania gospodarstwem, co było
czymś niezwykłym dla panien w tamtych czasach. Ogromny wpływ na dziewczynę wywarła jej babcia – Pelagia Czacka
z Sapiehów. Róża od dziecka miała słaby wzrok, ale babcia przygotowała ją do ślepoty, uczyła wielu modlitw na
pamięć, powtarzała, że jak się nie ma wzroku, to porządek jest niezwykle ważny w życiu.

Na początku Róża oczywiście widziała, funkcjonowała normalnie, nawet lubiła patrzeć w słońce. Kochała jeździć
konno. W pewnym momencie jej bracia jednak zaczęli zauważać, że źle ocenia odległości od przeszkód. Kiedy
miała 22 lata, upadła z konia – w wyniku upadku odkleiła się siatkówka i Róża całkowicie straciła widzenie.

Trudno sobie wyobrazić sytuację młodej kobiety, która traci wzrok… Na trzy dni zamknęła się w swoim pokoju,
w jakiś sposób toczyła walkę i ze sobą i z Panem Bogiem. Szukała sensu tego, co się z nią działo i zrozumiała,
że Bóg stawia ją wobec wyzwania…

W pierwszych latach po utracie wzroku podjęła intensywną pracę nad własną rehabilitacją, nauczyła się pisma
Braille’a. Rodzice tak po ludzku się wstydzili – wozili od jednej sławy okulistycznej do drugiej z nadzieją na ratunek.
W końcu Róża zetknęła się z doktorem Bolesławem Gepnerem, który powiedział jej wprost: „Niech panienka nie pozwoli się wozić od lekarza do lekarza, trzeba się zająć niewidomymi w Polsce, oni są w bardzo trudnych warunkach”. To ten doktor nadał jej kierunek, a Róża rozumiała, że to jest wyzwanie dla niej. Często mówiła nawet, że Gepner jest „założycielem” Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, że Pan Bóg się nim posłużył. Zrozumiała, że Bóg chce, by zajęła się niewidomymi. Nie od razu wiedziała, co będzie robić. Stopniowo dorastała do tego działania. Przez 10 lat zdobywała wiedzę na temat niewidomych, jeździła do ośrodków we Francji, Belgii, Szwajcarii, Austrii i Niemczech. Chciała zdobyć szeroką wiedzę, jak można pomagać niewidomym i dopiero potem zaczęła tworzyć Dzieło. Zrozumiała też, że nie chodzi
o działalność charytatywną, ale o przywrócenie niewidomym należytej godności, włączenie ich w życie społeczne. Róża odczytała krzyż kalectwa jako wezwanie. W 1911 roku założyła Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi.

W 1915 roku wyjechała na Wołyń, do brata – Stanisława. Pojechała tylko na 2-3 tygodnie, ale front wojenny odciął drogę powrotu. Kilka tygodni więc zmieniło się w 3 lata. Zatrzymała się w Żytomierzu, bo tam był kościół. Bardzo głęboko wchodziła w tajemnice cierpienia, krzyża i powołania.

Zrozumiała, że Pan Bóg ją woła i od tej pory nie może już być hrabianką. 15 sierpnia 1917 roku przywdziała habit franciszkański i złożyła śluby wieczyste stając się siostrą Elżbietą. W 1918 roku wróciła do Warszawy. Wybór drogi zakonnej był dla wszystkich zaskoczeniem. Z tej wspaniałej hrabianki ubranej w tiule i eleganckie suknie, z dnia na dzień zmieniła się w zakonnicę w zgrzebnym franciszkańskim habicie.

Arcybiskup Aleksander Kakowski udzielił zgody na przyjmowanie kandydatek do nowego zgromadzenia, któremu
nadała nazwę: Siostry Franciszkanki Służebnice Krzyża. Służba niewidomym na ciele i na duszy oraz wynagrodzenie Bogu za duchową ślepotę świata – tak Matka Czacka rozumiała swoją misję i tak określiła charyzmat Zgromadzenia.

Niepełnosprawność nie była dla niej przeszkodą w życiu zakonnym. Matka była niepospolicie obdarzona przez naturę. Duch ofiary, głęboka inteligencja, prostota życia – to było naturalne podłoże jej działań. Była ciekawa życia,
a umiejętności, które wyniosła z domu były naturalnym fundamentem, na którym rosła wiara.

Pilnowała, żeby wszystko było ułożone i na swoim miejscu, bo to niezwykle ważne w życiu niewidomych. Miała
w sobie dużo wewnętrznej pogody i radości, które wypływały z jej serca, z otwartości na drugiego człowieka.

Matka Czacka swoją postawą uczyła, że cierpienie należy przyjmować w taki sposób, żeby kształtowało życie,
prowadziło dalej, a nie ograniczało – to jest wielki apostolat. Pragnęła, by niewidomi na ciele otwierali oczy
niewidomym na duszy. Była pionierką spraw niewidomych w ówczesnej Polsce, dostosowała język polski do
punktowego pisma Braille’a. Zakładając Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi opracowała system edukacji osób
niewidomych, włożyła ogromny wysiłek w przygotowanie niewidomych, by stali się użytecznymi członkami
społeczeństwa, a także apostołami wśród osób widzących. Poprzez broszury, artykuły i audycje radiowe
przygotowywała społeczeństwo do akceptacji niewidomych. Zainicjowała naukową wiedzę tyflologiczną,
sprowadzając książki i czasopisma zagraniczne. Współpracowała także z innymi instytucjami pracującymi dla
niewidomych. Walczyła o prawa osób z dysfunkcją wzroku.

Nowy etap w działalności Matki Czackiej i całego Dzieła rozpoczął się w 1922 z darowizną niewielkiego skrawka ziemi
w podwarszawskich Laskach. Tu, przy współpracy ze Sługą Bożym, ks. Władysławem Korniłowiczem, kształtowała Dzieło Lasek. W 1924 roku ks. Korniłowicz nadał Dziełu nazwę Triuno. Miała ona przypominać, że głównym celem Dzieła jest oddawanie chwały Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu. Podkreślała jedność 3 grup pracujących w Dziele: niewidomych, sióstr i osób świeckich i wskazywała na edukacyjny, apostolski i charytatywny charakter Dzieła.

Matko Różo, ucz nas wydobywać dobro ze wszystkiego, co jest nam w życiu pisane przez dobrego Boga, bo tylko we
współpracy z Jego łaską, dziać się mogą rzeczy wielkie i piękne.

opr.
Ewa Gawor 

do góry