Nastał listopad. Początek miesiąca przywitał nas piękną słoneczną
pogodą, jakby chciał osłodzić nam tęsknotę za tymi, których wśród
nas zabrakło. Szelest liści pod butami, ciepły jesienny wiatr,
sprawił, że spacery na cmentarzu były dłuższe, a oprócz odwiedzenia
grobów bliskich można było przystanąć przy grobach tych, których
życie, walka, umiłowanie Ojczyzny zagwarantowały nam wolność i
niepodległość. Początek listopada to piękne preludium do Święta
Niepodległości, które już niedługo sprawi, że w innej zadumie
zatrzymamy się w naszej codzienności.
Rodzice dzieci przedszkolnych i szkolnych, trochę „chcąc nie chcąc”,
stają się częścią patriotycznego spektaklu. Przepytują swoje
pociechy z patriotycznych wierszyków, przygotowują kotyliony, a na
szkolne akademie szykowane są galowe stroje. I to jest bardzo ważne,
by nawet w dorosłym życiu – a może zwłaszcza w dorosłym życiu –
uświadamiać sobie istotę Święta Niepodległości, wagę i znaczenie
wolności i suwerenności i tego, za co przelewana była krew tych,
przy grobach których niejednokrotnie zatrzymujemy się podczas
jesiennych spacerów po cmentarzach.
Na szczęście żyjemy już w czasach, gdy świętowanie naszej wolności
nie jest zakazane. Możemy świętować w taki sposób, w jaki chcemy –
co też jest dowodem naszej wolności. Biegi niepodległościowe,
pikniki, marsze i defilady pokazują nam, że mamy powody do dumy i
radości z bycia Polakami, że wciąż chcemy pamiętać o przynależności
do Ojczyzny. Pytanie tylko, czy duma z bycia Polakiem towarzyszy nam
tylko przy okazji świąt patriotycznych, czy jest z nami częściej?
Będąc obywatelami Europy i świata niejednokrotnie mamy okazję
podziwiać inne kraje wraz z ich odmiennymi kulturami, sposobem
życia, tradycjami i zwyczajami – i nie ma w tym nic złego, tak długo
jak potrafimy doceniać i cieszyć się z naszej własnej historii i
tradycji i, na wzór zachodniego świata, nie zmieniać ich na siłę.
Ostatnie czasy w ekonomicznej historii naszego kraju ukazują nam
wysoki poziom emigracji zarobkowej do krajów zachodnich i
północno-zachodnich. Niewątpliwie ma to swoje dobre strony – takie
jak szybsze podniesienie się poziomu życia rodzin, otwarcie nowych
horyzontów i zawodowych pespektyw. Ale współczesna emigracja „za
chlebem” pozostawia w domach tęskniące za rodzicami dzieci, tzw.
eurosieroty, których tęsknoty nie da się wyleczyć pieniędzmi,
prezentami czy zagranicznymi wakacjami. Tym bardziej cieszą powroty
naszych rodaków do kraju. I czasami mam wrażenie, że powroty z
takich emigracji są potwierdzeniem współczesnego patriotyzmu i
dowodem na miłość Ojczyzny.
Jakiś czas temu w jednym z supermarketów spotkałam swoją znajomą.
Nie widziałyśmy się długo. Wiedziałam, że wraz z rodziną mieszkała
najpierw w Niemczech, a potem w Anglii, że dzieci, choć urodzone w
Polsce, zaczęły nabierać angielskiego akcentu. Tym bardziej się
zdziwiłam widząc ją robiącą zakupy. Wymiana uprzejmości,
spontaniczna rozmowa, kilka chwil spędzonych na opowiadaniu o tym,
co słychać. W końcu zaciekawiona pytam: „,Nie żal ci życia w tamtym
kraju? Naprawdę chcieliście wrócić do Polski? Po tylu latach?”. Ona
popatrzyła na mnie z uśmiechem i odrzekła: „Wiesz, nigdzie, w żadnym
kraju, chleb nie smakował mi tak jak w Polsce. Można powiedzieć, że
wróciłam „za chlebem””.
mf