Z LAMPIONEM W REKLAMÓWCE

Przeciwności piętrzą się. Od jakiegoś czasu mam nieco pod górkę. Znów powtarzam te same błędy. Kolejny raz zgrzeszyłam. Kolejny raz upadam. Tyle tylko, że to wszystko było wczoraj...

Błysk światła lampek roratnich przywraca mi Nadzieję.

U progu Adwentu pragnę spojrzeć na samą siebie z dołu. Nie z góry moich oczekiwań. Ale z dołu. I z miłością. Stając
w prawdzie o sobie samej przed Tobą, Panie. Od wielu lat niecierpliwie czekam na ten Liturgiczny Czas Oczekiwania na Twoje przyjście. Co w moim myśleniu wymaga zmiany? Czego jeszcze nie akceptuję? A czego nie doceniam? Będę rozważać moje słabości podczas Mszy świętej zwanej Roratami.

Roraty - Msza święta wotywna o Najświętszej Maryi Pannie. Przez wieki były odprawiane tylko i wyłącznie o świcie. Zimowy marsz z zapalonym lampionem, gdy mrok jeszcze nie został rozproszony blaskiem jutrzenki mocno tkwi w mojej pamięci. Aż dziw bierze, że współcześnie zwyczaj sprawowania Rorat wczesnym rankiem w tak wielu parafiach (na szczęście nie w mojej) zarzucono z prozaicznych powodów praktycznych. Duszpasterze doświadczyli pewnie tego, że niełatwo było zachęcić do udziału rano przede wszystkim dzieci, dlatego zdarza się często, że Roraty są przenoszone na wieczór, albo późne popołudnie. Tak na marginesie, to dorosłym nie chce się wstać, a nie dzieciom. Każdego roku o tej samej porze wracam pamięcią do lat dziecięcych.

Pamiętam, jak z ojcem codziennie rano chodziłam na Roraty. Smutno mi widzieć, że mój kościółek przy ul. Wiejskiej już nie istnieje. Pozostała tylko wierzba płacząca - niemy świadek początków historii Parafii św. Józefa. Smętnie świadczy o jej
świetności. Ech życie...

Ojciec mocno trzymał mnie jeszcze zaspaną za rękę, która ginęła w jego solidnej męskiej dłoni. Ciemną wówczas ulicę Wiejską rozświetlała jedynie lampka roratnia, którą ojciec przechowywał z roku na rok, aż do późnej starości. Na pamiątkę.

Po wejściu do ciemnego kościoła, jedynie światło lampek rzucało po ścianach różnokształtne cienie. Pamiętam, że trzymałam się mocno ręki ojca, by przypadkiem jej nie zgubić i za nic w świecie nie chciałam usiąść bez niej, w ławkach dla dzieci. Śpiew na wejście - Archanioł Boży Gabryjel... Do dzisiaj uwielbiam tą pieśń, która jak klucz otwiera mi beztroską przeszłość, w której ukochany ojciec wprowadzał mnie w niesamowite pełne wspaniałości miejsca. Dobrnęliśmy do ławki dla dorosłych, a ja usiadłem na Jego kolanach, by lepiej móc widzieć to, co rozświetliło się wraz z zapalonym w kościele światłem.

Po Mszy roratniej nieśliśmy światełko starając się, aby nie zgasło (kiedyś nie było tak solidnie wykonanych lampionów), aby w progu domu nisko pochylić się Chrystusowi. Światło lampki roratniej, ciepło od niej bijące oraz silna dłoń ojca dawały mi poczucie bezpieczeństwa, a dziecięca ufność – pewność, że ojciec prowadzi mnie w dobrym kierunku.

I jeszcze jedno, jak wracaliśmy z ojcem do domu, to już nie było tak tajemniczo i moje światełko nie było tak jak wcześniej, rozbawione wieloma kolorami. Wszystko wróciło do normy, ale ja nie czułam się już tak szczęśliwa jak wcześniej. Szłam milcząca i nieco zawiedziona, a może nawet rozgoryczona. Wprawdzie jakoś to zrozumiałam, ale nie potrafiłam się pogodzić z tym, że w zimnym kościele leżał mały zmarznięty Jezus.

Adwent ma podwójne znaczenie. Ma przygotować nas na Uroczystość Bożego Narodzenia oraz skłonić do refleksji
o ponownym przyjściu Syna Bożego na ziemię, czyli paruzję. Trudne słowo - PARUZJA. Od kiedy należę do Wspólnoty Ruch Rodzin Nazaretańskich (RRN) działającej w naszej parafii, spotykam się z wieloma trudnymi słowami, jakich wcześniej nie rozumiałam, a na spotkaniach Wspólnoty są rozważane. Przyjdź do nas - dowiesz się i Ty! W dzisiejszych czasach oczekiwanie na paruzję raczej mocno ostygło. Koniec świata, jeśli już o tym myślimy, raczej przeraża nas, niż napawa nadzieją i radością.

Minęły lata...

Teraz ja mocno już dojrzała osoba niosę ze sobą zapalony lampion i nie dlatego, że ciemno jest na Wiejskiej. Mam nadzieję, że przypomni to komuś o Adwencie i Roratach. Migające światełka świadczą o zbliżającym się Bożym Narodzeniu.

A żeby nie było tak słodko...

Niekiedy przed kościołem widzę ludzi, którzy wyciągają z reklamówek swoje lampiony, a po Mszy świętej chowają pośpiesznie. Nie sądzę, żeby wstydliwie, aczkolwiek szkoda, że nie widać tych zapalonych światełek w grudniowe dni na ulicach naszych miast i wsi. Może warto wyjść i pokazać, że jest nas wielu… Czekających, potrzebujących tylko małego światełka...

Jadwiga Kulik

do góry