Fragment z Dzienniczka św. Siostry Faustyny stał się dla mnie
inspiracją do opracowania powyższego tematu. Siostra Faustyna swoje
przeżycie Pasterki opisuje tak: „Kiedy wyszła Msza święta, zaraz
mnie zaczęło ogarniać wewnętrzne skupienie, radość zalała mi duszę.
W czasie ofiarowania ujrzałam Jezusa na ołtarzu, piękności
nieporównanej. Dziecię to przez cały czas patrzyło na wszystkich,
wyciągając swoje rączęta. Kiedy nastąpiło podniesienie, Dziecię nie
patrzyło się na kaplicę, ale w niebo, po podniesieniu znowu się
patrzyło na nas (…). Na drugi dzień widziałam tak samo i na trzeci
dzień tak samo. Radość, jaką miałam w duszy, trudno wypowiedzieć”
(Dz. 347).
Przemówiły do mnie także słowa bł. ks. Ignacego Kłopotowskiego.
Pisał przed laty: „W chwili Komunii świętej serca nasze stają się
jakby żłóbkiem, w którym Najświętsza Maryja Panna składa swojego
Syna”.
Zatem, czy musimy czekać do 25 grudnia, aby przeżywać Boże
Narodzenie?
Jest w kościele, w prezbiterium, miejsce, na którym rodzi się
podczas każdej Mszy świętej prawdziwy Pan Jezus. Tym miejscem jest
ołtarz. Centralne i najważniejsze miejsce podczas Liturgii. Kiedy
Syn Boży stał się człowiekiem, przybrał postać dziecka i rozwijał
się w łonie Kobiety. Był bezbronny i zdany na trudny los. Dziś we
Mszy świętej na słowa kapłana znów staje się obecny wśród nas. Tym
razem nie potrzebuje zgody Maryi, ale posługi kapłana!
Zdarzyła się w moim życiu sytuacja, o której wspomnę niby na
marginesie, jednak jest ściśle związana z tematem.
6 - 14 sierpnia 1979 roku. Po raz pierwszy wybrałam się na pieszą
pielgrzymkę z Warszawy do Częstochowy. Na pierwszy nocleg musieliśmy
zboczyć z trasy około 1,5 km do najbliższej wsi. Noc dla mnie -
mieszczucha - była straszna. W stodole na słomie, a myszy po głowie
latały. Długo oczekiwany poranek, godzina 4.30, pobudka. „W Imię
Ojca i Syna... Alleluja i do przodu” - myślałam.
Tymczasem...
Na otwartej przestrzeni za chałupą stał stół przykryty białym
obrusem. Wydawało mi się, że śnię! TUTAJ - pod stodołą, gdzie zapach
obornika nozdrza zatykał, a ryczące bydlęta domagały się porannego
udoju i pokarmu, ma być sprawowana Eucharystia?
W takich warunkach - na prowizorycznym ołtarzu „Słowo stało się
Ciałem”.
Msza święta sprawowana pod stodołą nie przystawała do moich
wyobrażeń o Eucharystii, że tylko w kościele, że w należytych
warunkach… Szacunek dla Eucharystii wyniosłam z domu rodzinnego.
Jakoś nie umiałam skonfrontować Wieczernika z Betlejem. Jakoś mi nie
pasowało - żłób i ołtarz, siano i kosztowne naczynia liturgiczne,
narodzenie i Ofiara…
Długie lata „mocowałam się” z TYM tematem, aż wreszcie pojęłam.
To, co wydarzyło się w Betlejem, dzieje się każdego dnia we
wszystkich kościołach na całym świecie. Również dziś, jak wtedy w
ciszy betlejemskiej nocy, odbywa się Przyjście. Wtedy przyjęła Go
grota, dziś - kamień ołtarza. W przeszłości delikatne ciało małego
Dziecka zakrywało Jego Bóstwo, dziś ukrywa je biała Postać Chleba.
Jednak jak wtedy w małym Dziecku, tak teraz w konsekrowanej Hostii
jest rzeczywiście obecny Syn Boży.
Rozważając powyższe nietrudno zauważyć, jak Ołtarz i Żłóbek
upodabniają się do siebie. Nad Ołtarzem i nad Żłóbkiem rozlega się
ten sam hymn aniołów: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój
ludziom dobrej woli”.
Niech Dzieciątko Jezus sprawi, abyśmy ukochali Eucharystię! Niech
Eucharystia mówi nam o Betlejem i o Dzieciątku Jezus. Tę prawdę
zrozumiałam uczestnicząc we Mszy świętej sprawowanej na ołtarzu
ustawionym pod stodołą w ubogiej podwarszawskiej wsi.
Jadwiga Kulik