Kilkadziesiąt lat pozwalałam na to, żeby sposób, w jaki postrzegali
mnie inni, wpływał na to, jak ja sama na siebie postrzegam.
Za każdym razem, kiedy zaczynałam wierzyć, że wreszcie mi się uda,
że wreszcie dam radę, pojawiał się ktoś, kto jak zły duch, wypominał
porażki i przypominał złe chwile, które miały nigdy się nie
skończyć. Wielu lubiło pokazywać kiepską przeszłość, złe uczynki, a
nie było nikogo, kto byłby głosem zachęty na piękną przyszłość.
Smutne… Ale takie właśnie życie możemy zafundować nie tylko innym,
ale i sobie…
Niektórzy widząc tylko zło, grzech, sami stają się zatwardziali i na
wszystkich patrzą przez pryzmat złości, winy i zazdrości. Bardzo to
rani na długi, długi czas…
Dopiero kilka lat temu, kiedy naprawdę usłyszałam Dobrą Nowinę, jak
bardzo ukochał mnie Jezus, zaczęło do mnie docierać, że dla Boga
priorytetem jest nasze serce.
W Kazaniu na Górze Jezus wielokrotnie wskazuje, że nastawienie serca
jest ważniejsze niż uczynki, które często są naszym udziałem przez
przypadek, niezawinione, niezaplanowane, lub na co kompletnie nie
mieliśmy wpływu. A tak jesteśmy postrzegani przez innych…
Tak jak w historii króla Dawida – znamy go jako doskonałego
wojownika, namaszczonego na króla Izraela, lecz zanim tak było, żył
sobie jak nic nieznaczący pasterz, najmłodszy z ośmiu braci. Kiedy
prorok Samuel otrzymał od Pana słowa, że jeden z synów Jessego ma
zostać następnym królem, poprosił by stawili się przed nim wszyscy
bracia. Był bowiem pewny, że Bóg wybrał najstarszego, najbardziej
postawnego. Bóg jednak kazał wybierać inaczej Samuelowi: „Nie zważaj
ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie
tak bowiem człowiek widzi jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to,
co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1Sm 16, 7).
Bóg nie patrzył na jego wygląd, doświadczenie, czy wcześniejsze
osiągnięcia. Bardziej liczyła się dla Niego postawa serca Dawida
wobec Pana. To cudownie budująca historia.
Ludzie często oceniają nas na podstawie naszego wyglądu, statusu
finansowego, osiągnięć zawodowych, grona znajomych i lajków na
facebooku. Osądzają, nie mając pojęcia, co tak naprawdę dzieje się w
naszym wnętrzu.
Jeśli znajdzie się w naszym życiu osoba, która zechce zobaczyć coś
więcej, to trafiliśmy na prawdziwy skarb. A jeśli ta osoba przypomni
nam, kim tak naprawdę w głębi serca jesteśmy, jak bardzo ukochał nas
Bóg, to mamy prawdziwy klejnot.
Jeśli nie potrafisz uwolnić się od negatywnych opinii na swój temat,
a opinie te kształtują Twój sposób myślenia o sobie, raniąc Cię do
głębi, czytaj, jak ja to robię nieustannie, i uchwyć się prawdy
zawartej w 1 Liście św. Jana, rozdział 3, wers 1: „Popatrzcie, jaką
miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi, i
rzeczywiście nimi jesteśmy”.
Słuchajmy właściwych głosów, a najwłaściwszym jest głos Jezusa,
który mówi: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za
mną” (J 10, 27).
A kiedy jest mi bardzo źle i kompletnie nie mam przed kim się
wyżalić i wypłakać, od razu słyszę słowa Pana: „Ja i tylko Ja jestem
twym pocieszycielem. Kimże ty jesteś, że drżysz przed człowiekiem
śmiertelnym…” (Iz 51, 12) – i od razu jest mi cieplej na sercu…
Bo Jezus pociesza naprawdę.
Ewa Gawor