DROGA SAMOUNICESTWIENIA,

CZY JEDNAK POWRÓT DO ŹRÓDEŁ?

Czwartkowe przedpołudnie. Pokój nauczycielski. Licząc na odpoczynek po kilku intensywnych już lekcjach cieszę się okienkiem. Włączam czajnik z wodą na herbatę. Już za chwilę pogawędzę z koleżankami, wymienimy się spostrzeżeniami, pośmiejemy się, złapiemy oddech przed kolejnymi zajęciami.

Cisza. Trzy osoby znajdujące się w tym czasie w pokoju nauczycielskim wydają się nie być tym zainteresowane.
Za to z zainteresowaniem wpatrują się w ekrany swoich smartfonów, przesuwają kolejne strony, klikają w klawiaturę.
Z niedowierzaniem przyglądam się dorosłym osobom, dla których kontakt z drugim człowiekiem wydaje się nie mieć
w tym momencie większego znaczenia. Jeszcze dłuższą chwilę czekam cierpliwie. Może się zreflektują? Może jednak porozmawiamy? Nie doczekałam się. Zrezygnowana i zażenowana tą sytuacją wyciągnęłam testy do sprawdzania.

Jesteśmy pokoleniem cyfrowym – to nie ulega wątpliwości. Nowoczesne technologie zaprojektowane i stworzone po to, by ułatwić nam życie – wykorzystywane mądrze i rozsądnie z pewnością to czynią. Pandemia pokazała nam to wyraźnie. Pomimo odizolowania i zamknięcia w domach – uczniowie korzystali z edukacji, a dorośli zdalnie wypełniali swoje obowiązki zawodowe. Za pomocą Internetu łączyliśmy się z bliskimi minimalizując efekty rozłąki i tęsknotę. Dla katolików internet stawał się sposobem na uczestniczenie w niedzielnej Eucharystii, a także dawał możliwości pogłębiania wiary i relacji
z Bogiem w sposób niestandardowy. I piękne jest to, że pomimo pandemii kościoły w niedziele nadal są pełne.

Niewątpliwie korzyści płynące w korzystania z nowoczesnych technologii są niezaprzeczalne. Niezaprzeczalne… ale
i dokonujące straszliwego spustoszenia w psychice i życiu zwłaszcza młodych ludzi, którzy pozostawieni bez należytej kontroli idą – i nie bójmy się tego powiedzieć – na zatracenie. Jeżeli dorośli ludzie potrafią ulegać współczesnym technologiom, to co dopiero dzieci i młodzież?

Czas pandemii zwiększył dramatycznie kompulsywne korzystanie z technologii cyfrowych przez młodych ludzi, którzy spędzali i wciąż spędzają po kilka, kilkanaście, godzin dziennie przed komputerem gubiąc się w otchłani cyberprzestrzeni. Dzieci często zostawione same sobie, bez kontroli zapracowanych rodziców, grają i kontaktują się z wirtualnymi znajomymi. Rodzice z kolei niejednokrotnie nie nadążając za rozwiniętymi technologicznie dziećmi – tracą ich bezpowrotnie. Te z kolei, wystawione na długotrwałe działanie niebieskiego światła mają zaburzony rytm snu,
są pobudzone, „przebodźcowane” i „przeinformowane” jednocześnie. Ich mózg silnie pobudzony obrazem, światłem, dźwiękiem, czyli bodźcami znacznie szybszymi niż te, z którymi mamy do czynienia w realu potrzebuje więcej czasu na wyciszenie, jeżeli w ogóle wyciszyć się jeszcze potrafi.

Badania psychologiczne i socjologiczne wskazują wyraźnie na negatywne skutki pandemii i pozostawienia bez opieki
i kontroli dzieci w cyberprzestrzeni. Gabinety psychologów, psychiatrów dziecięcych i terapeutów pękają w szwach. Jak grzyby po deszczu powstają ośrodki socjoterapeutyczne, które podejmują często ostatnie próby przywrócenia dzieci społeczeństwu. Dwudziestokrotnie zwiększyła się liczba dzieci i młodzieży podejmujących próby samobójcze i dokonująca aktów samookaleczeń w stosunku do czasów sprzed pandemii.

To przerażająca rzeczywistość. Czy da się coś jeszcze zrobić?

Zdecydowanie tak! Ale odpowiedzialność i troska o młode pokolenie nie jest sprawą samych młodych ludzi, ale przede wszystkim ich rodziców, nauczycieli, wychowawców, katechetów. To do nich należy reakcja, a potem akcja zawracania młodych ludzi z drogi, która prowadzi do samounicestwienia – emocjonalnego, psychicznego czy społecznego. Powrót do źródeł, jakimi są wartości rodzinne i OBECNOŚĆ w pełnym wymiarze tego słowa, ale nade wszystko powrót do Źródła jakim jest BÓG – zmarginalizowany przez współczesny świat – wydaje się być jedyną sensowną receptą i skuteczną terapią.

 

mf

do góry