,

„JAŚNIEĆ, SŁUCHAĆ I NIE LĘKAĆ SIĘ!”,

CZYLI… Z PAMIĘTNIKA ŚDM-OWCA

Czy mogą być wakacje lepsze niż pobyt w 5-gwiazdkowym hotelu w wersji all-inclusive, nad basenem, pod palmami?
Do lipca tego roku wydawało nam się, że to niemożliwe. Że tylko wypoczynek w luksusie i relaksie jest tym, co najbardziej satysfakcjonuje i gwarantuje spokój i ładowanie akumulatorów.

Otóż, okazało się, że tak nie jest!

Z całą pewnością istnieje lepsza wersja wakacji niż te powszechnie znane.

Fenomen Światowych Dni Młodzieży, zainicjowanych przez św. Jana Pawła II, znałyśmy z… opowiadań mamy. Z wielką radością i nostalgią wspominała często rok 1997, w którym spędziła czas w Paryżu, oraz rok 2000 – gdy ŚDM odbyły się
w Rzymie. Obydwa te radosne zloty młodzieży odbywały się pod przewodnictwem św. Jana Pawła II, wielkiego Autorytetu ludzi młodych.

Słuchałyśmy tych częstych opowiadań z zazdrością. Super mieć takie wspomnienia… Niecierpliwiłyśmy się, że wciąż jesteśmy zbyt młode, by w ŚDM uczestniczyć.

Do czasu.

Do 26 lipca br., kiedy same mogłyśmy rozpocząć największą, jak dotąd, przygodę naszego życia.

Oto nasz pamiętnik tych niezapomnianych dni:

26 lipca:
Pojawiamy się na lotnisku Chopina w Warszawie lekko zestresowane. Lecimy same, z nieznaną sobie zupełnie grupą młodzieży z diecezji kieleckiej. Niepewność. Czy damy radę na drugim końcu Europy? Pośród miliona innych?

Lot spokojny. Po południu docieramy do Lizbony, a następnie przejeżdżamy do Coimbry - miasteczka, w którym przeżyjemy kolejne dni podczas tygodnia diecezjalnego.

27 lipca:
Zwiedzamy Coimbrę - piękne uniwersyteckie miasteczko. Dużo spacerujemy, zawieramy pierwsze znajomości, poznajemy smaki portugalskiej kuchni, a także mentalność Portugalczyków. Jakże inną od naszej - środkowoeuropejskiej.

28 lipca:
Dzień rozgrywek sportowych. Tylko z nazwy. :) Raczej przypominały zabawy integracyjne niż sportowe. Bo czyż przerzucanie się balonami można nazwać jakąś dyscypliną? : ) Grunt, że towarzyszyły temu zabawa i relaks.

To także kolejny dzień pogłębiania znajomości i poznawania się bliżej. Portugalczycy zaskakują nas powolnością ruchów
i wielką swobodą działania. Nigdzie im się nie śpieszy. Są radośni, zrelaksowani, w przeciwieństwie do zestresowanych Polaków. Jak mówi nam przewodnik: „Oni rodzą się już zmęczeni, a żyją po to, żeby odpoczywać”. :)

29 lipca:
Festiwal Młodych, na którym gromadzi się 14 tysięcy ludzi. Msza święta przygotowująca nas do wydarzeń centralnych
w Lizbonie, sprawowana w kilku językach, głównie po portugalsku. Wieczorem seria koncertów. Wszędzie muzyka, radość, taniec, kolorowe flagi, rozśpiewane grupy. Jest niesamowicie!

30 lipca:
Po niedzielnej Mszy świętej uczestniczymy w Festynie przy lokalnej parafii. Wolontariusze bardzo dbają o to, byśmy nie doznali poparzenia słonecznego. Jest gorąco. Temperatura dochodzi do 36°C. Ale atmosfera radości, poczucie wspólnoty
i przynależności do jednego Kościoła i jednego Boga osiąga temperaturę dużo wyższą!

31 lipca:
Żegnamy się z lokalnymi wolontariuszami. Jesteśmy wzruszone ich gościnnością. Pojawiają się łzy na do widzenia, ale przed nami kolejne przygody. Wyruszamy do Lizbony, ale po drodze… Fatima!

Niezwykła obecność Maryi w Jej pięknej Figurze. To dla Portugalczyków niezwykłe miejsce. Takie, jak dla Polaka Jasna Góra. Zwiedzamy Sanktuarium. Oglądamy kawałek Muru Berlińskiego. Wszędzie czuć radość i siłę młodości.

Mamy już swoją grupę zaprzyjaźnionych Polaków. Niepewność z pierwszego dnia wylotu znika bezpowrotnie!

1 sierpnia:
Zwiedzamy Lizbonę, która jest urzekająca. Odpoczywamy po tygodniu diecezjalnym i nabieramy sił przed kolejnymi dniami. Plażujemy nad Atlantykiem. Ach ten lazurowy ocean! Po południu uczestniczymy we Mszy świętej otwarcia
z patriarchą Portugalii. Ludzi wokół jest tak dużo, że Komunii świętej udzielają nawet szafarki – kobiety. To niezwykle poruszające przeżycie. Poznajemy bardziej mentalność innych nacji, których pełno wokół nas. Żeby przejechać przez Lizbonę, która powierzchniowo ma wielkość Kielc, potrzeba około 2 godzin!

2 i 3 sierpnia:
To dni katechez i dalszych wędrówek po Lizbonie. Jest niemiłosiernie gorąco. Wszyscy bardzo się o siebie troszczymy. Gdzie się nie obejrzysz - wszędzie kolejki, a my mimo to… nie przestajemy się śmiać. Zwiedzamy przepiękne lizbońskie oceanarium. Przybijamy „piątkę” z nieoczekiwanie spotkanym Naszym Pasterzem – Księdzem Biskupem Markiem Solarczykiem. Pierwszy raz słyszymy także papieża Franciszka.

4 sierpnia:
Uczestniczymy w Drodze krzyżowej z Ojcem Świętym. Udaje się nam go zobaczyć, bo na miejsce przyjeżdżamy 4 godziny wcześniej. A i tak ledwo znajdujemy miejsca w parku. Czas upływa nam na wspólnej modlitwie, rozmowach, jedzeniu,
grach i wielkiej radości! Sama Droga krzyżowa to przepiękne rozważania przygotowane przez ludzi młodych, którzy mówią
o niewygodnych i rzadko poruszanych tematach, jak: uzależnienia, choroby psychiczne, aborcja…, a tak ważnych
i ciekawych dla młodych ludzi.

5 sierpnia:
Przygotowujemy się do całonocnego czuwania z papieżem Franciszkiem w Parku Tejo nad oceanem. Temperatury
skrajne (w piku 38°C!), wokół morze głów, półtora miliona ludzi w jednym miejscu! Warunki absolutnie ekstremalne. Nie tracimy jednak entuzjazmu, oczekując na wieczorną Adorację Najświętszego Sakramentu. Po niej zasypiamy na naszych karimatach, pod prowizorycznie skleconymi namiotami, na kamienistym i piaszczystym polu, praktycznie pod gołym niebem…

6 sierpnia:
Po nocy spędzonej w „wielogwiazdkowym hotelu” uczestniczymy w Eucharystii Posłania. Czekamy na słowa Papieża, który nas ukierunkuje na życie po Lizbonie - we własnym środowisku, w którym przyjdzie nam się uczyć, studiować, pracować, żyć… „JAŚNIEĆ, SŁUCHAĆ, NIE LĘKAĆ SIĘ” - to słowa, które kieruje do nas Papież. Słowa proste, dobrze nam znane z potocznych rozmów. Ale jakże ważne, by mieć siłę do walki w trudnym świecie, w którym Chrystus jest odrzucany, a Bóg marginalizowany. Trzeba mieć siłę i odwagę, by w takim świecie żyć i dawać świadectwo.

7 i 8 sierpnia:
Wydarzenia centralne dobiegły końca, a my powoli żegnamy się z Portugalią. Na zakończenie udajemy się na wycieczkę, zwiedzamy Lizbonę, plażujemy w przepięknym Cascais i udajemy się na najbardziej na zachód wysunięty punkt Europy - Cabo da Roca - czyli klify o wysokości 140 metrów. Widoki zapierają dech w piersiach.

Nocą udajemy się na lotnisko, skąd nad ranem mamy wylecieć do Polski. Senne czuwanie na płycie lotniska przez
2 godziny pozostaje najbardziej oryginalnym jak dotąd przeżyciem. Ale nie jesteśmy same, tak jak na początku wyjazdu. Wokół nas zaprzyjaźnione radosne twarze osób, które stały się nam bliskie podczas niedługiego przecież czasu. Czujemy się już jedną rodziną ŚDM-owców!

Bezpiecznie lądujemy w Polsce w porze obiadu.

Światowe Dni Młodzieży były największym, najbardziej ekstremalnym i zarazem najwspanialszym czasem w naszym życiu. Doświadczenie Pana Boga, odkrycie piękna modlitwy na nowo, radość z obecności drugiego człowieka - to tylko niewielki ułamek tego, co dane nam było przeżyć.

Młodzieży! Nie wahajcie się! Czekają na was niesamowite rzeczy - wystarczy tylko po nie sięgnąć.

Jezus żyje! Nie zostawi nas! Już teraz na miłość jest czas!” (z Hymnu ŚDM 2023).



 

 

Aleksandra i Alicja Faryna

do góry