BY W SERCU ZAPŁONĘŁO ŚWIATŁO

Kiedy dni są najkrótsze w roku, a niebo coraz częściej zasnute jest szarością - łatwo o zniechęcenie. Chłód i zmęczenie potrafią wślizgnąć się także do serca. Czasem brakuje sił, by z uśmiechem wstać rano, by z nadzieją spojrzeć w przyszłość. Właśnie wtedy coraz mocniej przekonuję się, że modlitwa jest jak światło – ciepłe, łagodne, rozpraszające mrok.

Nie zawsze modlitwa przychodzi łatwo. Bywa, że słowa więzną w gardle, a myśli uciekają gdzieś daleko. Czasem modlitwa to tylko westchnienie, jedno zdanie: „Panie, pomóż mi.” Ale Bóg słyszy nawet to, co nie zostało wypowiedziane. On zna nasze serca. Wystarczy, że otworzymy się przed Nim choćby na chwilę, a On już przychodzi – cicho, dyskretnie, ale zawsze z miłością.

Zauważyłam, że właśnie w tych trudnych, ciemnych chwilach Bóg jest szczególnie blisko. To wtedy, gdy czuję się słaba, zagubiona czy zmartwiona, Jego obecność staje się najbardziej realna. Nie zawsze zmienia okoliczności, ale zawsze przemienia mnie. Daje siłę, spokój i nadzieję.

Modlitwa jest rozmową z Przyjacielem. Wystarczy kilka słów, kilka minut ciszy, by w sercu zapłonęło światło, którego nie zgasi żaden jesienny wiatr. Bo w tej rozmowie Bóg przypomina, że nie jestem sama.



Emilia

do góry