OSTATNIE DNI ŻYCIA I ŚMIERĆ ŚW. WINCENTEGO

Choroba, która doprowadziła do śmierci księdza Wincentego, trwała około ośmiu dni.
14 stycznia 1850 roku, ks. Pallottii przebywając w domu wychowawczym dla biednej
i opuszczonej młodzieży dostał silnego krwotoku, dlatego tego samego poranka, z pomocą innych osób, powrócił do domu. Jednak do łóżka położył się dopiero w środę, 16 stycznia wieczorem o godzinie 22, mając lekką gorączkę. Tegoż dnia rano odprawiał Mszę świętą
w klasztorze Divino Amore, w którym jedną z zakonnic była Konstancja, córka jego przyjaciela i współpracownika Jakuba Salvati. Po Mszy świętej udał się więc do domu rodziny Salvatich.

Następnego dnia gorączka jednak wzrosła, a sam ksiądz Wincenty odczuwał duszności oraz ból w klatce piersiowej. Wezwani lekarze, nie okazali się zwiastunami radosnych wieści: ich diagnoza wskazywała na zapalenie klatki piersiowej lub zapalenie opłucnej. Chory został więc poddany leczeniu.

W niedzielny poranek, 20 stycznia, Pallotti otrzymał Eucharystię jako Wiatyk, co też zostało powtórzone w poniedziałek i we wtorek (21 i 22 stycznia). W niedzielę wieczór poprosił
o sakrament namaszczenia chorych i mimo, że lekarz nie stwierdził ciężkiego stanu zdrowia, został opatrzony tymże sakramentem.

Pokój ks. Wincentego wypełniony był współbraćmi, przyjaciółmi, penitentami i bliskimi mu osobami. Poproszony o błogosławieństwo, pozbierawszy resztki swych sił i podnosząc się
z łóżka do pozycji siedzącej, z krucyfiksem w ręku, wzywał nad nimi i nad całym światem błogosławieństwa Ojca, Syna i Ducha Świętego. Pozdrawiał wszystkich i odpowiadał na
pozdrowienia z niewypowiedzianą łagodnością i dobrocią, które wskazywały na ostatnie pożegnanie. Ponadto dawał do ucałowania nie tylko krucyfiks, lecz również swą rękę, co nigdy wcześniej się nie zdarzyło.

Od nocy z niedzieli na poniedziałek (20/21 stycznia), aż do wtorku pocił się bardzo i wydawało się, że stan jego zdrowia się poprawia. Wszyscy mieli nadzieję na szybkie wyzdrowienie. We wtorek wieczór, 22 stycznia, powróciła jednak wysoka gorączka i duszności. Wydawało się, że ks. Wincenty majaczy, chciał też iść spowiadać. Jednak w tym jego majaczeniu, był
również zachwyt Bogiem i żarliwa gorliwość o zbawienie dusz. Ostatnie słowa, które wypowiedział na głos, około pół godziny przed śmiercią to: „Miejcie nade mną miłosierdzie
i pozwólcie mi iść!”; potem przycichł i spoczął na łóżku. Wszyscy myśleli, że odpoczywał. Wówczas przyjaciele i penitenci rozeszli się, a współbracia udali się do refektarza na
posiłek. Kiedy powrócili, aby dać mu lekarstwo, zorientowali się, że był w agonii. Tak więc
ks. Wincenty bez dawania znaku o zbliżającej się śmierci, tzn. bez łez, bez grymasu bólu, bez unieruchomionych powiek, umarł z wielkim pokojem i łagodnością, pozostawiając swoje dzieci w bólu, ale i w pocieszeniu, że ich ojciec jest teraz w niebie. Śmierć przyszła trzy kwadranse po godzinie dziewiątej wieczorem, tzn. we wtorek wieczór, 22 stycznia, o godz. 21.45.

Ciało zmarłego Wincentego Pallottiego pozostało około trzech lub czterech godzin w jego pokoju, gdzie zostały dokonane ostatnie posługi. Potem, odziane w szaty kapłańskie, zostało wystawione w przylegającej do pokoju kaplicy, poświęconej Ukrzyżowaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa.

W owym czasie, kościół Najświętszego Zbawiciela (SS. Salvatore in Onda) był zamknięty
z powodu remontu i przez to nieużywany do publicznego kultu. Kardynał Wikariusz zarządził jednak otwarcie kościoła i wystawienie w nim ciała zmarłego ks. Wincentego. Tak więc następnego dnia, 23 stycznia, o godzinie 6 rano, ciało zostało przeniesione do
kościoła i wystawione w trumnie bez szczególnych dekoracji, z dwiema ustawionymi tylko świecami. Przez trzy dni miała miejsce niekończąca się procesja osób odwiedzających, wśród których były zarówno ważne osobistości, jak i niezliczone rzesze zwykłych mieszkańców Rzymu. Napływ ludzi, spontaniczny i zrodzony ze sławy świętości, jaką cieszył się
św. Wincenty za życia był tak wielki, że było prawie niemożliwe, aby wejść do kościoła
o jakiejkolwiek porze dnia i wieczora. Wielu wyrażało tez pragnienie i nadzieję, że ciało Zmarłego pozostanie jeszcze wystawione przez kilka następnych dni, aby dać możliwość wyrażenia czci i pobożności ludowi. To pragnienie nie zostało jednak spełnione,
ponieważ według zarządzenia Kurii pogrzeb miał się odbyć po trzech dniach. W czasie owych trzech dni odprawiano szereg modlitw oraz Mszy świętych w intencji Zmarłego. Wszyscy chcieli mieć choćby cząstkę relikwii Pallottiego, dlatego z obawy, żeby szaty zmarłego nie zostały naruszone, rozprowadzono wśród wiernych kawałki jego pociętej sutanny.

opr.