W ŁĄCZNOŚCI Z WIEKAMI

W naszej parafii od niedawna sprawowana jest Msza święta jaką znają ludzie, których dzieciństwo, młodość lub życie dojrzałe przypadło na czasy przed 1969 rokiem, zwana dziś Mszą świętą w klasycznym rycie rzymskim, Mszą świętą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego lub potocznie Mszą świętą trydencką.

Ta ostatnia nazwa jest chyba najczęściej spotykaną, ale również mylącą. Sugeruje bowiem, że ryt Mszy świętej (czyli najkrócej mówiąc sposób sprawowania Liturgii) „stworzono” na Soborze Trydenckim (1545–1563). W rzeczywistości ryt ten jest o wiele starszy. Dlatego też określenie Msza święta trydencka jest czysto umowne.

Do XVI w. w Liturgii istniało, wiele naleciałości i zwyczajów lokalnych pochodzących jeszcze ze Średniowiecza. Każda diecezja i niemal każde większe miasto posiadały swój własny ryt. Powodowało to liturgiczny chaos. Istniała więc potrzeba ujednolicenia Liturgii. Dokonał tego papież Pius V (stąd istnieje również nazwa Msza święta Piusa V). W 1570 roku wydał on nowy Mszał rzymski, który nie stanowił podstawy do stworzenia jakiejś nowej Liturgii, lecz jedynie uporządkował dotychczasową. Do czasów reformy liturgicznej po Soborze Watykańskim II, Mszał ten pozostał praktycznie bez zmian, jeśli nie liczyć dodawanych wspomnień świętych.
W 1962 roku papież Jan XXIII wprowadził doń pewne poprawki, ale były one minimalne i nie miały istotnego wpływu na strukturę i przebieg Mszy świętej.

Sytuacja zmieniła się diametralnie po roku 1969. Wtedy wprowadzono całkowicie inną Liturgię, taką, którą znamy dzisiaj.
W roku 1969 wprowadzono całkowicie inną liturgię, taką, którą znamy dzisiaj, stworzoną przez grupę liturgicznych ekspertów pod wodzą Księdza Arcybiskupa Annibale Bugniniego. Zmiany te zaaprobował papież Paweł VI. Od tego momentu nie można było już używać Mszału „trydenckiego”, choć w teorii nie był on nigdy zakazany. Na sprawowanie Mszy świętej
w starym rycie trzeba było uzyskać specjalne pozwolenie od odpowiedniej władzy duchownej.
Była to dość trudna sytuacja, zważywszy na fakt, że na „starej” Mszy świętej wychowały się całe pokolenia świętych i błogosławionych.
Taki stan, pomimo działań papieża bł. Jana Pawła II, który powołał specjalną komisję zwaną „Ecclesia Dei” mającą na celu opiekę duszpasterską nad wiernymi pragnącymi przeżywać Mszę świętą w „usus antiquor” (wg. starego sposobu), utrzymywał się do 7 lipca 2007 roku. Tego dnia papież Benedykt XVI, który w wielu tekstach na temat Liturgii nie ukrywał sympatii do rytu „trydenckiego”, ogłosił Motu Proprio „Summorum Pontificum”. W dokumencie tym, który zaczął obowiązywać od 14 września 2007 roku, czyli od Święta Podwyższenia Krzyża Świętego, udzielił ogólnego pozwolenia na odprawianie „starej” Mszy świętej. Od tego momentu każdy kapłan może używać - pod pewnymi warunkami - Mszału wg wydania typicznego z 1962 roku, czyli takiego, jakim zostawił go papież Jan XXIII, nie potrzebując niczyjej zgody. Między Mszą świętą Piusa V, a Pawła VI jest sporo różnic. Najbardziej rzucające się w oczy to: zwrócenie
kapłana „ad orientem”, język łaciński oraz cisza.
Między Mszą świętą Piusa V, a Pawła VI jest sporo różnic. Najbardziej rzucające się w oczy to: zwrócenie kapłana „ad orientem”, język łaciński oraz cisza.

„Ad orientem”
Dawne świątynie katolickie były budowane tak, aby wszyscy wierni z kapłanem włącznie, patrząc na ołtarz, zwróceni byli na wschód – ad orientem (łac. oriens – wschód).

W chrześcijaństwie istnieje bogata symbolika wschodu. Ojcowie Kościoła widzieli we wschodzącym słońcu symbol Chrystusa. Tak jak blask słońca przynosi światło po mrokach nocy, tak Chrystus przynosi zbawienie ludzkości pogrążonej w mrokach grzechu i śmierci (Wielka Antyfona z 21 grudnia). Wschodzące słońce jest także symbolem Chrystusa Zmartwychwstałego (Łk 1, 78). To wreszcie, według pierwszych chrześcijan, właśnie od wschodu miał powrócić Chrystus w pełni swojej chwały (Mt 24, 27).

Z czasem założenia urbanistyczne w miastach uniemożliwiły orientowanie świątyń. Dlatego zwracano się do krzyża. Zawsze jednak i ksiądz, i wierni patrzyli w tym samym kierunku. Przeciwnicy „starej” Mszy świętej, a jest ich niemało, złośliwie twierdzą, że kapłan odwraca się tyłem do wiernych i w ten sposób ma jakoby okazywać im lekceważenie. W rzeczywistości
chodzi o to, że wszyscy uczestnicy Liturgii wychodzą niejako na spotkanie Zmartwychwstałego. „Nowa” Msza święta, w której kapłan odwrócony jest do ludu, czyni ze wspólnoty, jak pisze papież Benedykt XVI (jeszcze jako kardynał) w książce „Duch liturgii”, „zamknięty krąg”. Warto zatem jeszcze raz podkreślić – kierunku modlitwy kapłana w Liturgii trydenckiej nie
można rozumieć jako lekceważenia wiernych, lecz jako wyjście celebransa – przewodnika razem z nimi ku Wschodzącemu Słońcu, którym jest Jezus Chrystus.

Między Mszą świętą Piusa V, a Pawła VI jest sporo różnic. Najbardziej rzucające się w oczy to: zwrócenie kapłana „ad orientem”, język łaciński oraz cisza.

Język łaciński
Należy jasno podkreślić, że łacina nadal pozostaje językiem oficjalnym Kościoła Katolickiego. Konstytucja o Liturgii „Sacrosanctum Concilium”, ogłoszona na Soborze Watykańskim II, wcale nie zniosła łaciny. Dopuszczono jedynie możliwość używania języków narodowych, zwłaszcza w mszalnych czytaniach z Pisma Świętego. Jak pokazała jednak praktyka, w „nowej”
Liturgii zupełnie zrezygnowano z łaciny. Można zadać pytanie, czy takie były intencje Ojców soborowych? Są to jednak dywagacje na inną okazję.

Łacina należy do grupy tzw. języków martwych. Oznacza to, że nie podlega żadnym zmianom. W związku z tym nie zmienia się również znaczenie poszczególnych słów. Zapewnia to ścisłość wyrażeń i chroni przed spłycaniem treści tekstów liturgicznych. Ponadczasowy charakter łaciny pomaga lepiej zjednoczyć się w modlitwie z wiernymi, którzy przed nami w ten sam sposób wznosili myśl ku Bogu.

Przeciwnicy powrotu Mszy świętej „trydenckiej” jako jeden z argumentów podają fakt, że skoro Najświętsza Ofiara sprawowana jest po łacinie, to staje się niezrozumiała. To prawda, jednak co najmniej od lat trzydziestych ubiegłego stulecia dostępne są mszaliki z tłumaczeniami i w czasie Liturgii można z nich korzystać. Owszem, wymaga to nieco trudu, ale może tym większa jest potem radość z uczestnictwa w takiej Liturgii.

Między Mszą świętą Piusa V, a Pawła VI jest sporo różnic. Najbardziej rzucające się w oczy to: zwrócenie kapłana „ad orientem”, język łaciński oraz cisza.

Cisza
Tym, co może zaskoczyć wiernego, który pierwszy raz uczestniczy w „starej” Liturgii, jest cisza. W dzisiejszym świecie, tak bardzo rozkrzyczanym cisza staje się wartością, której deficyt odczuwany jest coraz wyraźniej. W ciszy człowiek może lepiej „usłyszeć Boga”. W ciszy może wsłuchać się w rytm swojego serca i dostroić go do rytmu Boga. Dlatego też w Kościele od zawsze przywiązywano wielką wagę do ciszy. Klasztory, zwłaszcza kontemplacyjne, wypełnione są ciszą i milczeniem. To ostatnie nie jest tylko sztuką dla sztuki, ale metodą na słuchanie Boga.

Ciszę Kanonu, czyli Modlitwy Eucharystycznej (w „nowej” Mszy świętej jest ich kilka do wyboru, w „starej” - jedna, zwana Kanonem rzymskim) można porównać do ikonostasu w Liturgii prawosławnej lub zasłony na Święte Świętych w Świątyni Jerozolimskiej, które osłaniają tajemnicą to, co wymyka się ludzkiemu pojmowaniu. Największe wydarzenia związane z naszym zbawieniem dokonały się jakby przesłonięte woalem tajemnicy, milczenia. Nie było świadków, gdy Archanioł Gabriel zwiastował Maryi, że zostanie Matką Boga; w ciszy nocy Chrystus przyszedł na świat, wreszcie tylko cisza obleczona w noc mogła doświadczyć momentu Zmartwychwstania. To, co dziś jest największym cudem na ziemi – Przeistoczenie – przemiana chleba w Ciało, a wina w Krew Chrystusa w Liturgii, tej znanej od wieków, dokonuje się w ciszy.

Przez 40 lat (od 1969 roku), poza nielicznymi ośrodkami, Msza święta w rycie trydenckim była praktycznie nieobecna. Dziś, choć nie jest to zjawisko masowe, to jednak coraz więcej katolików pragnie przeżywać Liturgię wg starych ksiąg. Co ciekawe, w większości są to ludzie młodzi, którzy nie pamiętają jej z dzieciństwa. Zatem nie może być tu mowy o jakiejś
nostalgii za „krajem lat dziecinnych”, jakiegoś sentymentalnego wspominania.

Przy pierwszym zetknięciu z Mszą świętą „trydencką” może wydawać się ona trudna i niezrozumiała – tak więc wybór tej Liturgii nie jest również pójściem na łatwiznę. Co więc takiego ma w sobie ta Liturgia, skoro wierni, pomimo nieprzychylnego klimatu, jaki wokół niej często panuje, pragną ją poznawać, przeżywać, kultywować?

Ryt Mszy świętej „trydenckiej” kształtował się, można powiedzieć, organicznie wraz
z życiem Kościoła na przestrzeni wieków. Uczestniczącemu w takiej Mszy świętej wiernemu daje to szczególne poczucie łączności z całą Tradycją Kościoła; ze świętymi, którzy w oparciu o tę Mszę świętą budowali swoją więź z Bogiem; wreszcie z pokoleniami katolików, które przez
wieki czerpały z niej łaski i siłę.

Ta Liturgia, mimo iż do jej sprawowania używa się martwego języka, żyje wraz
z Kościołem, jest z nim organicznie złączona. A powracanie do niej nie jest „sztucznym odtwarzaniem, prawie teatralnym, prawie kostiumowym starej Liturgii”. Trzeba tu dodać, że Msza święta w klasycznym rycie rzymskim pełna jest symboli, gestów i postaw, które pomagają
człowiekowi wierzącemu uzmysłowić sobie misterium wiary. Ludzka mowa o Bogu, z konieczności musi być symboliczna i posługiwać się analogiami. Rzeczywistość niebieska wymyka się bowiem ludzkiemu pojmowaniu. Tak właśnie jest podczas „trydenckiej” Mszy świętej.
Charakterystyczną cechą Liturgii w klasycznym rycie rzymskim jest jej niezmienność. Daje to poczucie stałości i bezpieczeństwa, które tak bardzo potrzebne jest w dzisiejszym świecie. Pośród zmieniających się poglądów, mód, zwyczajów, pośród coraz to nowych – często bezprawnych i niemądrych – pomysłów na Liturgię w nowym rycie (zastanawiające są np.:
Komunia święta na rękę, nieraz hałaśliwa muzyka wykonywana przy użyciu np. bębnów, otaczanie przez dzieci pierwszokomunijne ołtarza, przeciąganie „znaku pokoju” - zwłaszcza w Mszach świętych sprawowanych dla grup modlitewnych...) Liturgia trydencka staje się jakby latarnią morską bezpiecznie prowadzącą do „portu ortodoksji”. To wreszcie piękno tej Liturgii. Wspaniałe ołtarze, szaty czy naczynia liturgiczne... To chorał gregoriański - w nowej
Liturgii praktycznie zapomniany. To wzniosłość i uroczysty, pełen powagi charakter, znanej przez naszych ojców i dziadków Mszy świętej, w ciągu wieków inspirowały artystów, malarzy, muzyków. Powstało wiele wspaniałych utworów muzycznych skomponowanych z myślą o Mszy świętej, których nie sposób zapomnieć, jak choćby Msza h-moll Jana Sebastiana Bacha czy Msza koronacyjna Wolfganga Amadeusza Mozarta.


W naszej parafii, jak zostało to zaznaczone w pierwszym wydaniu niniejszego artykułu, odprawiana jest Msza święta w klasycznym rycie rzymskim w czwartą niedzielę miesiąca
o godz. 15.30. Drogi Czytelniku, jeśli przekonało Cię to, co tu pisałem, przyjdź i przeżyj Najświętszą Ofiarę tak, jak przeżywały ją pokolenia wiernych przed nami. Nie zrażaj się, że nie będziesz na początku wiedział, co się dzieje. Wielu tak zaczynało myśląc „co ja tu robię?”, ale po kilku razach „rozsmakowali się” w tej Liturgii i pokochali ją. Tak było również ze mną. Dziś wychwalam Boga, że dzięki papieskiemu Motu Proporio „Summorum Pontificum” mogę celebrować w klasycznym rycie rzymskim Mszę świętą, „najpiękniejszą rzecz po tej
stronie nieba”. Najbliższa taka Msza święta będzie we wrześniu.

ks. Tomasz