BŁOGOSŁAWIONA CHOROBA

Dlaczego dziś, w dobie Internetu pełnego społecznościowych portali kształtujących opinie, gdy media prześcigają się jak zawładnąć naszym myśleniem - zdecydowałem się mówić o moim świadectwie wiary? Uważam, że za bardzo ulegamy wszelkiego rodzaju manipulacjom, które zagłuszają nasze sumienie, nie pozwalają nam samodzielnie myśleć, wyciągać wnioski.

Dziś, gdy bycie chrześcijaninem jest wyśmiewane, a mówienie o wartościach chrześcijańskich uważane jest za zacofanie i śmieszne, a niekiedy wręcz głupowate uważam, że tym bardziej i tym głośniej i odważniej trzeba mówić, że jest dobro i zło, trzeba nazywać po imieniu wiele absurdów i zachowań, które prowadzą do zła. Trzeba odważnie pokazywać drogę prawdy
i miłości, której nauczył nas Jezus Chrystus. Trzeba na nowo odczytywać naukę Ewangelii
i odpowiadać sobie samemu, dokąd zmierzam, gdzie jestem, czy idę w kierunku Boga, czy też oddalam się od Niego.

Dla każdego pewne jest jedno. Nasza ziemska wędrówka niebawem się zakończy i każdy z nas odpowie przed Stwórcą za każdą chwilę tej drogi.

Od kilku lat moją przewodnią myślą w każdym dniu jest zdanie zaczerpnięte z Listu św. Pawła do Filipian (4, 13): „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.”

Każdy z nas podąża do zbawienia własną drogą i każdy, wierząc w Boga w Trójcy Jedynego, uświadamia sobie bardziej lub mniej, że Bóg jest niewyobrażalnie miłosierny, że kocha każdego z nas i pragnie naszego zbawienia. Ale to zbawienie – wybór drogi do Boga – zależy tylko od nas samych. Bóg jest tak dobry, że ciągle czeka na każdego i przychodzi zawsze, gdy tylko Go oto poprosimy.

Kiedy przed wielu laty zastanawiałem się coraz częściej, jaka jest moja wiara, na ile jest ona pełna, świadoma i głęboka, a na ile to tylko kwestia przyzwyczajeń, nawyków wyniesionych
z rodzinnego domu, bardzo często modliłem się o siłę i potrzebne łaski do pracy nad sobą, do walki z moimi wadami, nawykami, słabościami, uleganiu powierzchownym sądom i opiniom,
z tym wszystkim, co stoi na drodze do Boga.

Zrozumiałem bardzo wiele, gdy dobry Bóg dopuścił chorobę, abym walcząc z nią zaufał Mu bez granic. Na początku przyjąłem chorobę z obawą i lękiem, lecz Pan Bóg czuwał nade mną i cały czas obdarzał mnie swoją mocą. W niewytłumaczalny i dziwnie prosty sposób podsuwał mi myśli jak mam postępować. Pokazał mi Pismo Święte, a także sprawił, że zacząłem czytać ciekawe książki, które od wielu lat leżały w domu na półce. Zacząłem czytać i rozważać Pismo Święte codziennie i zastanawiać się nad sobą, czytając motywujące książki.

Dziś wiem, że przez ten cały czas Bóg przygotowywał mnie do walki z chorobą. To nie był przypadek, że wiele lat temu trafiłem do lekarza traktującego swój zawód, jako powołanie. Lekarz ten prowadził mnie w tej chorobie, kontrolował jej przebieg. Poprowadził moje badania do momentu podjęcia przeze mnie decyzji o ostatecznym wyborze leczenia i walki z chorobą
raka. Lekarz leczył mnie medycznie, a dobry Bóg leczył i dawał mi siłę i moc ducha. Dzięki zaangażowaniu lekarza, mojej wierze i modlitwie, po przeprowadzonej operacji, na którą się zdecydowałem – zostałem całkowicie wyleczony z mojej choroby.

Ale nim do wyleczenia doszło, przeszedłem drogę mojej nowej niejako wiary w Boga. Moje zawierzenie Bogu stało się bardzo mocne, pewne. Oddałem się Mu bez reszty, choć i dziś zdaję sobie sprawę z tego, że jestem słabym i grzesznym sługą Pana Boga i muszę każdego dnia pracować nad sobą. Dzisiaj wiem, że Stwórca dopuszczając chorobę uwolnił mnie od wielu moich wad, lęków, słabości.

Będąc w szpitalu pierwszy raz i czekając na zabieg biopsji miałem ogromne szczęście, gdyż przeżyłem cudowne spotkanie z Panem Jezusem ukrytym pod postacią małej białej Hostii. Czekając na zabieg modliłem się bardzo gorąco, aby Bóg dał mi siły, ufność i cierpliwość w oczekiwaniu, i abym nie ustał w wierze. W tej modlitwie nagle mój umysł tchnęła myśl – siła, która kazała mi wstać z łóżka i wyjść na korytarz. Szedłem długim prostym korytarzem mijając po obu stronach drzwi sal z chorymi, a na końcu korytarza była sala pooperacyjna. Gdy już byłem prawie u jej drzwi, nagle zrobiło się wokół mnie bardzo jasno, nie wiedziałem, co się dzieje, Spojrzałem w lewą stronę i oto otworzyły się szklane drzwi od klatki schodowej i stanął w nich kapłan ubrany w białą komżę, trzymając na piersi Pana Jezusa. Podszedł do mnie, lekko ujął mnie za rękę i spokojnym pełnym ciepła głosem powiedział: „Nie martw się, Pan Jezus jest z Tobą, wszystko będzie dobrze, tylko zaufaj Mu, bracie. A jeśli chcesz przyjąć Komunię świętą, to zaraz przyjdę do twojej sali.” Wróciłem do sali i usiadłem przy łóżku i przeżywałem
w sobie to dziwne spotkanie. Kilka chwil później przyjąłem Pana Jezusa. Poczułem ogromną radość i ulgę oraz niewypowiedziany spokój. Czułem jak spływa na mnie ogromna siła Bożej miłości. Powiedziałem wtedy Bogu: „Boże poprowadź mnie, Ty mnie kochasz i pragniesz mojego zbawienia, niech się stanie Twoja wola.”

Od tego momentu ze spokojem i ufnością czekałem na zabieg. Wszystko odbyło się dobrze
i spokojnie, szybko i nadzwyczaj prosto, bez żadnych komplikacji. Wróciłem po dwóch dniach do domu i wiedziałem, że Bóg przez tę chorobę chciał obudzić moje serce, mojego ducha. Moja miłość i wiara do Pana Boga stały się bardzo mocne. Byłem dziwnie spokojny, pełen ufności
i zawierzenia.

Przed podjęciem decyzji o ostatecznym sposobie leczenia i walki z chorobą dużo się modliłem, rozmawiałem z Bogiem wielbiąc Go i prosząc o siły i ufność, bym nie zwątpił, nie poddał się. Pismo Święte stało się moją najwspanialszą księgą – rozważaniem Słów Bożych
i zastanawianiem się nad tym, co Pan chce mi przez tę księgę powiedzieć.

Decyzję o operacji przekazałem doktorowi i stawiłem się ponownie w szpitalu. Byłem bardzo spokojny i ufny w Bożą moc. Każdego dnia powtarzałem sobie, rozpoczynając i kończąc dzień: „Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie umacnia.” Operacja i cały pobyt w szpitalu upłynęły spokojnie, bez komplikacji. Opuszczając szpital doktor powiedział: „Dzięki Bogu trzymaliśmy rękę na pulsie, udało się chorobę zwalczyć całkowicie.”

Teraz jestem już innym człowiekiem, inaczej patrzę na każdy wstający dzień. Wiem, że to dar Bożej miłości i muszę w czas tego dnia włożyć całe moje serce wielbiąc Pana i pomnażać wszelkie łaski i dobrodziejstwa, które otrzymuję. Ufam całkowicie Bogu i każdego dnia oddaję się w Jego ręce.

„Panie, prowadź mnie, ożywiaj moje serce i ducha mojego Twoją łaską.” Powtarzam Ci, Boże: „Jestem zdrów, jestem szczęśliwy, jest mi coraz lepiej, bo każdy dzień przybliża mnie do Ciebie, Panie!”

Oto moje świadectwo wiary.
Justyn