OPOWIEŚĆ O CZWARTYM MĘDRCU

Któż z nas nie zna opowieści o Mędrcach ze Wschodu zwanych w Tradycji Trzema Królami? Czy wiesz, że według legendy Mędrców było czterech? Ten czwarty też wybrał się do Betlejem, aby pokłonić się dzieciątku Jezus, lecz nigdy tam nie dotarł. Jedyna informacja o Mędrcach w Ewangelii (Mt 2, 1-12), nie podaje ich liczby.

Na podstawie opowiadania księdza Tomasza Halika przytoczę mało znaną, lecz niezwykle wzruszającą, opowieść o czwartym Mędrcu.

Było to za czasów panowania możnego Cezara Augusta, kiedy Herod władał Jerozolimą. W Górach Perskich żył pewien mąż, Mag zwany Artaban. Artaban umówił się ze swoimi braćmi Magami – Kasprem, Melchiorem i Baltazarem – że wyruszą razem do Jeruzalem powitać nowo narodzonego Króla Izraela. Sprzedał dom i wszystkie swoje włości, a za otrzymane pieniądze kupił trzy klejnoty: szafir, rubin i perłę, i postanowił je zawieźć w darze Królowi.

Artaban do Betlejem nigdy nie dotarł. W swojej wędrówce napotkał mnóstwo ludzkiej nędzy. Stopniowo rozdał wszystkie skarby, jakie z sobą niósł. Wykupił jeńców, dał na utrzymanie ubogiej kobiecie, aby uratować jej dzieci przed śmiercią głodową. Kiedy nic mu już nie zostało, sam się sprzedał na galery.

Trzydzieści trzy lata trwała jego wędrówka, nieustannie przerywana coraz to nowymi spotkaniami z ludzkim cierpieniem. Gwiazda betlejemska dawno zgasła. Z królewskiego darczyńcy stał się żebrakiem. Dręczyła go troska, że nie spełnił swej misji.

W swej tułaczej wędrówce dotarł do wielkiego miasta. Na rynku zobaczył tłum, który złorzeczył prowadzonemu na śmierć skazańcowi. Ponieważ miał współczujące serce, postanowił towarzyszyć przestępcy w jego ostatniej drodze. Ludzie doprowadzili skazańca na skaliste wzgórze, zdarli z niego szaty i ukrzyżowali go między dwoma złoczyńcami. Nad jego głową widniał napis: „To jest Jezus Nazareński, Król Żydowski”. Było to napisane po łacinie, hebrajsku i grecku.

A kiedy w całej tej krainie zapadł mrok, zbłąkany ubogi król ukląkł pod krzyżem i wyciągnął w górę ręce. Zrozumiał, że umiera tu Ten, do którego żłobka nie zdołał w porę przybyć. Tutaj nie jaśniała gwiazda, tutaj nie przemawiali aniołowie. Bóg milczał, i nawet słońce zakryło swoje oblicze. Dłonie wędrowcy były zupełnie puste. Jego myśli były bezładne, jego serce było wyschłe. Rozdał już wszystkie swoje uczucia, całą wiarę.

Gdy już i nadziei mu zabrakło, do dłoni króla o godzinie trzeciej skapnęła z krzyża kropla krwi. Miała barwę drogocennego kamienia, z którym kiedyś wyruszył w drogę. Wędrowiec doszedł do celu, drogocenny kamień zamienił się w krew zranionego serca, królewski darczyńca w żebraka, a żebrak w człowieka po królewsku obdarowanego. Wszystkie stacje jego wędrówki nabrały sensu. Tylko pozornie błądził; był prowadzony i przyszedł w porę.

opr.
Jadwiga Kulik

do góry