Otwieram drzwi naszego Domu hospicyjnego. Trochę zaskoczył mnie
widok dwojga młodych ludzi stojących za nimi. Nasza rozmowa
przebiegła mniej więcej tak:
- Czy mogłaby jakaś pielęgniarka przyjechać i podać choremu
kroplówkę?
- A Państwo są pod naszą opieką?
- We wtorek jesteśmy umówieni na pierwszą wizytę (jest sobota).
- Jest to niemożliwe, proszę pani, bo Doktor jest właśnie na
wizytach.
- To nie może zlecić pielęgniarce?
- Proszę pani, żeby zlecić kroplówkę choremu, Doktor musi go
najpierw zobaczyć i zbadać, bo to, co nam się wydaje dobre, może
człowieka chorego zabić!
- Proszę pani, mój ojciec nic nie je i nie pije, do waszego
przyjazdu umrze śmiercią głodową!
Po policzku płyną jej łzy, sytuacja staje się wręcz dramatyczna!
Stojący obok młody mężczyzna jest spokojniejszy. Tłumaczę dalej, że
jest tylko jedna Doktor, cały dzień na ustalonych wizytach (czasem
równie ciężkich) i żeby mogła zadecydować o podłączeniu kroplówki,
to nie wystarczy zobaczyć chorego. Trzeba zbadać, zapoznać się z
dolegliwościami, tu wszystko ma ogromne znaczenie! Coraz więcej łez
na twarzy kobiety. Patrzę na nią i jest mi tak bardzo przykro, że
nie mogę w tej chwili pomóc! KOCHANI! UCHYLIŁABYM WAM NIEBA, ALE JAK
JEDEN LEKARZ MA SIĘ ROZDWOIĆ, ŻEBY POMÓC KAŻDEMU PRZYCHODZĄCEMU?
Na pomoc idzie mi Basia, która mówi to samo, co ja i radzi, żeby
wezwać pogotowie z lekarzem. Odchodzą, a my zostajemy bezradne.
Dowiaduję się, że pan ma amputowaną nogę, cukrzycę, raka żołądka z
przerzutami do kości. Nie mogę sobie poradzić z tym, co się
wydarzyło! Wiem, jak to jest, jak najbliższa osoba cierpi i człowiek
jest bezradny, bo znikąd pomocy! Ogarnia mnie złość na ten świat, na
nasze miasto i naszych rządzących! Mamy lotnisko, w budowie drugi
stadion (chwała Panu), a ludzie muszą cierpieć, bo na takie duże
miasto, u nas tylko jeden lekarz i nie ma hospicjum stacjonarnego!
Miałam nadzieję, że wydarzenia związane z chorobą i śmiercią ks.
Kaczkowskiego coś zmienią! Tyle było wpisów na facebooku, myśli, i
co?
Po jakimś czasie pytam Doktor, co było dalej z tym chorym. Okazało
się, że pan wchodził w fazę agonii i potrzebował już tylko spokoju,
modlitwy i obecności rodziny. Odszedł w pokoju, pojednany z Bogiem i
najbliższymi. Świeć, Panie, nad jego duszą.
Wasz korespondent hospicyjny
Monika Wężyk
do góry