CZTERY BOĆKI I ŁAN PSZENICY

– POWAKACYJNE REFLEKSJE 

Jeszcze w domu jesteś jakby nieobecny. Mówisz: „Przydałby się urlop, aby odpocząć po… urlopie”. Masz mnóstwo wspomnień z wakacyjnych wojaży. Może zakochałeś się i chodzisz z głową w chmurach. Może w chmurach dostrzegłeś krzyż na szczycie Giewontu? Postanowiłeś zdobyć ten szczyt. Zacząłeś wspinać się ku niebu. Szło Ci dobrze, czemuś więc zawrócił w pół drogi? Może pomyślałeś: „Nie warto piąć się aż tak wysoko, aby do krzyża się przytulić”? Nic to. Każdego dnia masz szansę krzyża dotknąć. Nie musisz z domu wychodzić, wyjeżdżać w Tatry – krzyż odnajdzie Ciebie.

Z wakacyjnej poczty: „U nas dobrze. Cudnie. Przedwczoraj widziałem 4 bociany lecące naraz bardzo nisko. I głaskałem pszenice”.

Boże mój! Głaskałem pszenicę! „Przyjdź, Chlebie żywy, Zbawco nasz, pszeniczny Darze, przyjdź” - pieśń religijna zabrzmiała mi w uszach. Jeszcze mnie zachwyt nie opuścił nad treścią tej elektronicznej depeszy, gdy usłyszałam płynącą gdzieś z oddali pieśń „Kiedy ranne wstają zorze”. Serce wytrzymaj! Tyle piękna naraz!

Jakże dzisiaj jest potrzeba mówić o bocianach w locie, o pszenicy, której kłosy pękają pod naporem ziaren. O kaczeńcach. O miłości. Wszechobecne zło i pogarda dla dobra pozbawiają nas człowieczeństwa. Przestajemy być wrażliwi na piękno otaczającego nas świata. Ulegamy złudnym wizjom rozkoszy. Wyjdź w pole, Przyjacielu, pogłaskaj kłosy zbóż. W nich jest Życie. W nich jest Bóg, którego być może szukałeś na wakacyjnych szlakach.

 

Jadwiga Kulik

do góry