NIE KUPOWAŁEM, NIE KUPUJĘ,

NIE BĘDĘ KUPOWAŁ  

W roku 1980 jako Polacy walczyliśmy o wolne soboty. Jeden z postulatów Solidarności brzmiał: „Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy”.

Wtedy wszyscy chcieliśmy.

Teraz jesteśmy podzieleni: niedziele z handlem, czy bez?

Ci, co przeciw, mówią: „Pozwólmy, by jak najwięcej z nas mogło przeżywać niedzielę: rozrywkowo, rodzinnie,
świątecznie…”.

Ci, co za: „My chcemy decydować, kiedy załatwiać zakupy. Gospodarka nam zmarnieje…”.

Ciekawe, że instytucje zyskujące w dużej mierze na udzielaniu kredytów, więc opierające się na bezpośrednich kontaktach z ludźmi – banki – są nieczynne w soboty i niedziele. Nie dbają o swoje?

Starsi pamiętają. W podarowane albo przeinaczone przez władzę święta można było kupić kiełbasę, czasem inne, trudno na co dzień dostępne, produkty. Tłumy, kolejki i radość – nie ze święta, z zakupów…

W zwykłe szare dni codzienne kilka godzin stania w kolejkach, po pracy. Czasem bardziej, czy mniej udane zakupy.

Teraz wybór wszelki. Nie trzeba kupować co dzień. Wystarczy raz na tydzień.

Czy naprawdę musimy to robić w niedzielę?

Michał Jakaczyński

do góry