„ABYŚMY NIE USTAWALI W DRODZE Z BOGIEM…”
- Jak ksiądz wspomina swe lata dzieciństwa?
Urodziłem się w diecezji sandomierskiej w parafii pod wezwaniem
Wniebowzięcia Matki Bożej w Iłży. Tam zostałem ochrzczony.
W 1953 roku przystąpiłem do pierwszej spowiedzi świętej i
Komunii wraz z kolegami i koleżankami ze wsi Małomierzyce. Do
tego wydarzenia przygotowywał mnie ks. Czesław Pawłowski.
Zawdzięczam mu wiele. Jego niektóre nauki pamiętam do dziś. Chce
przez to powiedzieć jak ważne jest w życiu młodego człowieka
przygotowanie do pierwszych sakramentów.
- Kiedy ksiądz przyjął święcenia kapłańskie i w jakich
placówkach już pracował?
Świecenia kapłańskie otrzymałem w 1970 roku. Skończyłem nasze
pallotyńskie Seminarium w Ołtarzewie. Moją pierwszą parafią był
Ryn. Potem pracowałem na Pomorzu – w Chełmnie. Następny był
Wałbrzych (13 lat pracy), Poznań (12 lat) i Ołtarzew. Spotkałem
na drodze kapłańskiej wielu ludzi, którzy garnęli się do
Kościoła i dawali świadectwo przynależności do Chrystusa. Teraz
pracuję w Radomiu. Jest mi ten rejon bliski. Ludzie przywiązani
są do Kościoła. Często korzystają z sakramentów.
- Kiedy młody Karol zapragnął zostać kapłanem?
Od podstawówki chciałem zostać księdzem! Kiedy pani nauczycielka
w szkole zapytała, kto kim chce być w przyszłości, ja
powiedziałem, że księdzem. Na to klasa wybuchła śmiechem, z
czego się nawet ucieszyłem. Kiedyś byłem w sąsiedniej parafii na
prymicjach ks. Mieczysława Madejskiego. Po uroczystości
rozmawialiśmy i on dał mi adres do Wadowic, gdzie było
gimnazjum. Napisałem tam podanie o przyjęcie, na które
otrzymałem pozytywną odpowiedź. Wiele temu księdzu zawdzięczam.
Dał mi taką iskrę, żebym tam się skierował i żebym spełnił
swą myśl o kapłaństwie.
- Co ksiądz lubi robić w wolnych chwilach?
Wiele chodzę po parafii i po Radomiu. Przyglądam się ludziom, co
robią, co sprzedają, jak żyją. Byłem w domu u chorych. Ludzie
potrzebują księdza, duszpasterza, Bożej łaski i pomocy,
Kościoła. Bogu dzięki, że drogę do niego znają i uczestniczą we
Mszy świętej.
- W Radomiu bardzo ceniony był ojciec Zygmunt Zymliński SAC.
Jak go ksiądz wspomina?
Spotkaliśmy się z Zygmusiem (bo tak do niego mówiliśmy) w pracy
duszpasterskiej w Chełmnie. Pracowaliśmy tam razem parę lat.
Zygmuś był ojcem dla starszych i młodszych. Dla ludzi był
uprzejmy, był żarliwym kapłanem. Pamiętał o modlitwie i
brewiarzowej i wspólnotowej. Za radość jestem mu
wdzięczny. W wolnych chwilach podczas pracy w parafii w Chełmnie
we trójkę – z ks. Józefem Gołuńskim SAC, proboszczem (zmarł w
2011 roku) – spotykaliśmy się rekreacyjnie na grze w karty.
Zygmuś lubił piesze wędrówki. Cieszyliśmy się, że ma tyle siły.
Był towarzyski, przyjazny, ale zawsze pamiętał o Panu Bogu,
który był dla niego na pierwszym miejscu. Kiedy spotykaliśmy się
po latach, wspominaliśmy „stare dzieje”.
- Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę owocnej pracy w
naszej parafii.
Ja chciałbym życzyć wszystkim – i starym, i młodym, chorym i
zdrowym – wiele dobra, opieki Bożej i dążenia cały czas ku Bogu,
abyśmy nie ustawali w drodze z Nim oraz opieki Ducha Świętego.
Szczęść Boże!
rozmawiał: Bernard Pająk