„POWIEDZIEĆ, ŻE ŚWIECCY WSPIERAJĄ KSIĘŻY,

TO ZA MAŁO”

- wywiad z ks. Przemkiem Brodowskim SAC.

Tak się znakomicie złożyło, że w Tygodniu Misyjnym pod koniec października - przez kilka dni - gościliśmy w naszej Parafii misjonarza - naszego ks. Przemka Brodowskiego SAC.

Michał Jakaczyński: Drogi Księże Przemku, to jak z tymi kapłańskimi marzeniami? Już „nieco przeżyte”, jesteśmy
w trakcie, czy ciągle na ich spełnienie czekamy?
Ks. Przemysław: Te trzy miesiące spędzone w Kolumbii nie są spełnieniem marzeń, ale z pewnością pięknym czasem. Bardzo się cieszę, że mogłem tam posługiwać i powoli wdrażać się w pracę misyjną.
M. J.: Co sprowadza Księdza do Polski?
Ks. P.: Docelowo mam jechać do Wenezueli i tylko w Polsce mogę odebrać wizę do tego kraju. Jest jeszcze czas na
załatwienie ostatnich spraw przed wylotem.
M. J.: Bardzo miło widzieć Księdza pośród nas. O co szczególnie pytała Księdza młodzież w szkole, kiedy Ksiądz ją odwiedził? To przecież Księdza dawni uczniowie.
Ks. P.: Pytali co robiłem, na czym polegała moja praca. Nie zabrakło oczywiście pytań związanych z samym krajem,
kulturą czy jedzeniem. Najmilsze jednak było pytanie, czy wrócę do szkoły.
M. J.: Proszę nam opowiedzieć o kapłańskim życiu w Kolumbii. Czym się Ksiądz zajmował przez ostatnie 3 miesiące?
Co było szczególnie zaskakujące i wyjątkowe?
Ks. P.: Nie mieszkałem na parafii. W Medellin mamy dom seminaryjny, gdzie żyłem przez ten czas. Odprawiałem
Msze święte dla kleryków, ale również w innych parafiach czy domach zakonnych. Pomagałem także przy spowiedzi
w różnych miejscach. Moja posługa była typowo sakramentalna. Dużo czasu zajmowało mi samo podróżowanie, gdyż zazwyczaj posługiwałem w dość odległych miejscach. Największym zaskoczeniem była ogromna potrzeba spowiedzi
w Kolumbii. Mnóstwo osób przystępuje do tego sakramentu. Zdarzało mi się spędzić po kilka godzin spowiadając wiernych. Wiele pięknych chwil przeżyłem podczas Adoracji, które są wyjątkowe żywiołowe.
M. J.: Głoszenie prawdy o Bogu daleko od Ojczyzny kosztuje dużo więcej niż w Polsce?
Ks. P.: Przy dobrej znajomości języka obcego jest to znacznie łatwiejsze. Pomimo pewnych różnic kulturowych,
na szczęście Ewangelia jest skierowana do każdej osoby, więc jedyna bariera jest w głoszącym. Jeśli głosi się Słowo Boże
- nie ma problemu, żeby trafić z nim do każdego człowieka.
M. J.: Czy dotarcie na pallotyńskie misyjne miejsca pracy jest skomplikowane?
Ks. P.: Dzięki życzliwości Współbraci nie jest. Jednak lot nad oceanem wymaga dużo cierpliwości. To jest najcięższa część podróży.
M. J.: Jak wielu polskich pallotynów pracuje w Kolumbii i Wenezueli?
Ks. P.: Łącznie jest 15 polskich misjonarzy w tych krajach.
M. J.: Co jest największą radością tamtejszego Kościoła?
Ks. P.: Aktywność osób świeckich. Poprzez liczne grupy i ruchy kościelne osoby świeckie dynamizują życie tamtejszego
Kościoła. Powiedzieć, że wspierają księży, to za mało.
M. J.: Czy w ogóle dużo jest tam katolików?
Ks. P.: Większość ludzi. Można także spotkać protestantów i o dziwo dla wielu, prawosławnych. Niestety istnieje również wiele sekt.
M. J.: Czy Eucharystię sprawuje się głownie w świątyniach, czy też w innych miejscach?
Ks. P.: Przez cały ten czas ani razu nie uczestniczyłem we Mszy świętej „polowej”, ani o takiej w okolicy nie słyszałem.
W diecezji, gdzie byłem, biskup zabronił również Mszy świętych sprawowanych po domach.
M. J.: Przypominamy sobie Księdza znamienne słowa „wszystko zaczęło się od futbolu”. Udało się zobaczyć jakiś mecze na
kolumbijskim stadionie? Jak się tam spędza wolne chwile?
Ks. P.: Jako, że spotkanie piłkarskie odbywają się wieczorami, to nie miałem możliwości na nie się udać. W tym czasie
sprawowałem Msze święte, spowiadałem albo prowadziłem Adoracje. Jednak wiele osób żyje tam sportem. Mnóstwo ludzi chodzi nawet na co dzień w koszulkach NationalMedellin, a wieczorami w barach nie brakuje fanów tego sportu przed telewizorem. Wolne chwile wieczorami większość osób spędza w gronie znajomych lub rodziny w szumnie mówiąc
restauracjach.
M. J.: Z jaką najczęściej reakcją spotykał się Ksiądz informując o decyzji stania się misjonarzem?
Ks. P.: Niektórzy księża twierdzili, że po co jadę, skoro tutaj tak wiele pracy. Jednak większość osób bardzo pozytywnie to odebrała i już mnie zaprosili do siebie, jak będę na pierwszym urlopie za dwa lata.
M. J.: Sądzę, że gromadnie będziemy o Księdzu Misjonarzu Przemysławie pamiętać w naszej modlitwie. Dziękujemy za
wywiad i życzymy doskonałego wypełnienia woli Pana! Szczęść Boże na każdym kroku!
Ks. P.: Również dziękuję. Wszystkich Parafian serdecznie pozdrawiam i pamiętam w modlitwie. Mam bardzo wiele miłych
wspomnień z mojej krótkiej, lecz bardzo dla mnie radosnej, posługi w Radomiu.

do góry