Nasze adwentowe rekolekcje prowadził ks. Sławomir Radulski SAC –
biblista i ojciec duchowny z naszego Seminarium
w Ołtarzewie. Nie mogliśmy przepuścić takiej okazji, by nie
porozmawiać z kimś, kto niekiedy nad jednym słówkiem
z Biblii spędził długie miesiące.
Redakcja: Drogi Księże Sławomirze! Mocne są słowa
św. Hieronima, który przetłumaczył Pismo Święte na łacinę,
że „nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Jezusa”.
Hieronim pracował długie lata w Betlejem. Jak przy okazji – dla
wielu najpiękniejszych – Świąt Bożego Narodzenia pokochać Biblię i
częste czytanie Ewangelii?
Ks. Sławomir Radulski SAC: Jak pokochać? Czyli jest
to pytanie o miłość. A na miłość jest tylko jedna „recepta”:
OBECNOŚĆ. Żeby kochać, trzeba być z osobą kochaną. Jeśli wierzę, że
Słowo Boga zapisane w Biblii jest rzeczywiście
Słowem Boga i stanowi jedną z form obecności Boga między nami, to
wówczas, na tej płaszczyźnie miłości, rodzi się
pragnienie przebywania z Umiłowanym, zasłuchania w Jego Słowo. Tak
więc wiara i miłość – te więzy, jeśli są prawdziwe,
rodzą potrzebę słuchania. Dbać o wiarę, umacniać miłość, a
pragnienie Słowa będzie się pogłębiało.
Redakcja: Wielu katolików prawie nigdy nie sięga do
Biblii, bo uważa, że jest zbyt trudna do zrozumienia. Jak czytać
Słowo Boże, by się nim cieszyć i każdego dnia za nim tęsknić?
Ks. Sławomir: To chyba trochę jest wymówka. Łatwiej
jest powiedzieć, że nie rozumiem, że to za trudne, niż otworzyć i
czytać regularnie. Bez czytania na pewno nie przyjdzie zrozumienie i
fascynacja. Tak jak powiedziałem: jeżeli kocham,
to pragnę. Przecież można zacząć od lektury Ewangelii, opisu życia i
słów Chrystusa i powoli, krok po kroku, iść dalej.
Nie trzeba sięgać od razu po wielkie tomy komentarzy, ale zarówno w
formie papierowej jak i w Internecie jest bardzo wiele komentarzy do
codziennej liturgii Słowa. Ileż ciekawych, budujących myśli,
sugestii i wyjaśnień dla tak bardzo wielu tekstów Pisma Świętego.
Wystarczy chcieć. Wystarczy dołożyć trochę trudu, wysiłku i nie
zwalniać się tak łatwo od lektury Słowa Bożego. Oczywiście, nie
wszystko musimy rozumieć, wiedzieć. Pismo Święte to nie rebus do
rozwiązania. Potrzeba także, a właściwie to przede wszystkim,
pokornej i ufnej modlitwy do Ducha Świętego, pod Którego
natchnieniem zostały spisane Księgi.
Redakcja: Kto to jest egzegeta i ile lat trzeba się
uczyć, by zostać egzegetą?
Ks. Sławomir: Egzegeta to ten, kto wyjaśnia Słowo
Boże. Po grecku „egzegein” znaczy „wyprowadzać”. Wyprowadzać treść,
wewnętrzny sens słów i zdań. W tym sensie egzegetą jest każdy
biblista, ale w szerszym sensie egzegetą jest każdy, kto wyjaśnia
Słowo. Oczywiście nie w sposób dowolny i subiektywny, ale zgodnie z
zasadami tzw. hermeneutyki biblijnej, czyli nauki zajmującej się
poszukiwaniem sensu Słowa Bożego. Mówiąc najprościej: egzegeza nie
jest dowolnym
tłumaczeniem Pisma. Co zaś tyczy się studiów biblijnych, to najpierw
są studia podstawowe teologiczne, potem
licencjackie i w końcu doktoranckie. Sumując więc wszystko, myślę że
10 lat jest punktem wyjścia.
Redakcja: W byciu znawcą Biblii podstawą jest
znajomość języków. Jak ich poznawanie wyglądało i wygląda w życiu
Księdza?
Ks. Sławomir: Do studiowania Pisma Świętego
konieczna jest znajomość starożytnych języków: greckiego i
hebrajskiego. Solidne wykłady z tych języków są podczas dwóch lat
studiów doktoranckich. Ja języka greckiego i łaciny uczyłem się w
liceum w klasie o profilu klasycznym. Na studiach, oprócz greki i
hebrajskiego, był jeszcze semestr języka biblijnego aramejskiego
oraz semestr języka orientalnego. W moim przypadku był to język
ugarycki. Korzystając z Biblii,
przygotowując wykłady w Seminarium, konferencje, rekolekcje czy
homilie sięgam do tekstów oryginalnych, by wydobyć z nich jak
najwięcej Światła.
Redakcja: To prawda, że szczególnie bliska Księdzu
jest Apokalipsa św. Jana? Jak ją czytać, by z nadzieją czekać na
koniec świata?
Ks. Sławomir: Tak to prawda. Studium tej księgi
stanowiło przedmiot mojej pracy doktorskiej. Wybrałem ją dlatego,
bo Księgą Apokalipsy jest księgą nadziei i ogromnego pocieszenia. To
nie wizje katastrof ostatecznych, ale ostateczne
zwycięstwo Boga i tych, którzy za Nim wiernie idą – to stanowi
przesłanie Apokalipsy. Tak trzeba ją odczytywać.
Redakcja: Jakie tłumaczenia Pisma Świętego –
polskie i zagraniczne – szczególnie Ksiądz poleca? Jakie warto kupić
w prezencie?
Ks. Sławomir: Z tłumaczeń polskich polecam tzw.
Biblię Paulistów, czyli najnowsze tłumaczenie z komentarzami.
W językach obcych, to warto sięgać do oryginałów, jeśli ktoś zdoła,
albo do tzw. tłumaczenia interlinearnego wydanego
przez Vocatio. Z języków nowożytnych można odwołać się do Biblii
Jerozolimskiej w jej podstawowym, francuskim wydaniu.
Redakcja: Co warto czytać, by poznawać i rozumieć
Biblię? Jakie książki warto nabyć, jakie komentarze, jakie strony
internetowe przeglądać?
Ks. Sławomir: Nie chciałbym robić tu jakiejś
reklamy temu, czy innemu wydawnictwu. Ale bardzo dobre komentarze
znajdziemy w Edycji św. Pawła: od tych bardzo naukowych do
popularnonaukowych i duchowych. W Internecie polecam stronę Szkoły
Formacji Duchowej z Lublina, ze względu na bardzo dobre opracowania
czytań niedzielnych metodą lectiodivina.
Redakcja: I na koniec poprosimy o to, co daje
największy smak w studiowaniu Bożego Słowa. Jakie słowo, jaki
fragment
Pisma Świętego jest szczególnie nieprecyzyjnie przetłumaczony na
język polski. Poznanie prawdy o tym słowie, o tym
fragmencie, bardzo często sprawia, że w nowy i głębszy sposób
słuchamy i patrzymy na Boga.
Ks. Sławomir: Trudno powiedzieć, żeby istniały aż
takie nieścisłości w tłumaczeniu, które rzutowałyby na rozumienie
Słowa Bożego lub zniekształcałyby obraz Boga. Chodzi raczej o
właściwe i dogłębne rozumienie pewnych słów i ich
znaczeń. Może taki przykład z brzegu, to znaczy z pierwszych kart
Pisma Świętego. Otóż kiedy w Księdze Rodzaju czytamy o „drzewie
poznania dobra i zła”, to hebrajskie słowo „jada” oznaczające
„poznanie”, ma znaczenie dużo głębsze niż to, co my rozumiemy. Po
hebrajsku „poznać”, to nie tyle zaznajomić się intelektualnie, ale
objąć w posiadanie, poznać
dogłębnie. W tym znaczeniu nie chodziło więc o zakaz poznawania
dobra i zła, ale o decydowanie, o stanowienie o tym,
co jest dobre, a co złe. A to może czynić tylko Bóg, nie człowiek.
Nie chodzi więc o zazdrosne strzeżenie przed
człowiekiem i ukrywanie czegokolwiek, co o nie dopuszczenie, by
człowiek sam stanowił o dobru i złu. Tak więc
tłumaczenie wyrażenia „drzewo poznania dobra i zła” nie oddaje w
języku polskim całej głębi znaczeniowej ukrytej w
natchnionym tekście hebrajskim.
Redakcja: Bardzo dziękujemy. Za wywiad i przepiękne
rekolekcje!