„JEŚLI MOŻNA, TO TRZEBA”

– WYWIAD Z DK. PAWŁEM STROJEWSKIM SAC

Marzena Faryna: Drogi Księże Diakonie! Witamy serdecznie w naszej parafii w Radomiu i cieszymy się, że właśnie pośród nas kończy Ksiądz Diakon swoją formację seminaryjną. Na początek prosimy o kilka słów o sobie.

dk. Paweł Strojewski SAC: Proszę wybaczyć, jeśli początkowa prezentacja zabrzmi nieco jak w „1 z 10”. Paweł Strojewski, mam 26 lat, pochodzę z Sandomierza (również z naszej pallotyńskiej parafii). Jestem diakonem, a więc
u kresu pallotyńskiej formacji seminaryjnej. Moje zainteresowania to sport (z podkreśleniem piłki nożnej), nauka gry na gitarze (z podkreśleniem słowa „nauka”) oraz literatura i historia.

M. F.: Sandomierz to wyjątkowo piękne miejsce na mapie Polski. Czy udaje się Księdzu Diakonowi wracać do domu często?

dk. Paweł: Myślę, że to pytanie należałoby zadać moim najbliższym. Według nich wszystkie moje wizyty w domu są
zbyt rzadkie i zbyt krótkie, co skądinąd miło słyszeć. Aczkolwiek ostatni rok formacji seminaryjnej różni się od pozostałych również tym, że tych okazji do wizyt w domu było więcej, więc osobiście mogę dyskretnie powiedzieć, że pod tym względem wcale nie jest źle.

M. F.: Praktyki duszpasterskie to takie preludium do pracy kapłańskiej. Co należy do obowiązków Księdza Diakona
w naszej parafii?

dk. Paweł: Żartobliwie można by opisać zakres obowiązków zdaniem: „Jeśli można, to trzeba”. I zgodnie z tym hasłem
do moich obowiązków będzie należało to, co zostanie zlecone przez Księdza Proboszcza, a czego jako diakon mogę się podjąć. Abstrahując od najważniejszego – a więc tego, że włączę się w codzienne życie tutejszych współbraci pallotynów, modlitwę za nich i za wszystkich parafian – należałoby wskazać pomoc w Liturgii, nabożeństwach i obrzędach (np. udzielanie Komunii świętej, kazania, pogrzeby). Zapewne obowiązków będzie więcej, a pojawią się „w trakcie”.
Na pewno wiele w tę praktykę wnosi to, że odbywam ją w czasie Wielkiego Postu, co wiąże się chociażby z obecnością w parafii w czasie Triduum Sacrum czy z głoszeniem kazań pasyjnych w czasie Gorzkich żali.

M. F.: Wiemy, że ma Ksiądz Diakon na swoim koncie doświadczenia reżyserskie, gdyż odpowiadał za przygotowanie kilku ostatnich Misteriów Męki Pańskiej w Ołtarzewie. To spora odpowiedzialność zważywszy na zainteresowanie i wysoką oglądalność. To była konieczność czy własny wybór? Jak wspomina Ksiądz Diakon swoją pracę w obszarze teatralnym?

dk. Paweł: Kwestię odpowiedzialności za duże dzieło dostrzega się chyba dopiero z perspektywy czasu. Misterium traktowałem raczej w randze wydarzenia, które było, jest i będzie i należy je przygotować. Będąc na pierwszym roku przyglądałem się organizacji i miałem w sobie taką myśl, że „kiedyś bym chciał przeprowadzić coś takiego”. Generalnie lubię twórczość, lubię czytać i pisać, myślałem nawet przez chwilę przed wstąpieniem o szkole teatralnej. Tak oto przed rozpoczęciem drugiego roku seminarium „coś zacząłem pisać”, myśląc, że piszę coś, co może zostanie wykorzystane, ale jeśli już, to za kilka lat. Po kilku rozmowach okazało się, że zegary nieco przyspieszyły i pierwsza reżyseria przypadła na niesławny rok wybuchu pandemii. Ona też zmieniła wiele, bo praktycznie rzecz ujmując, tę funkcję reżysera czy też koordynatora Misterium mógłbym pełnić przez 4 edycje spektaklu, a przez pandemię pierwszy scenariusz został wystawiony jedynie w dniu premiery. W kolejnym roku z powodu obostrzeń odwołano spektakl i dopiero dwa kolejne scenariusze doczekały się wystawienia w pełnym, tradycyjnym wymiarze. Jak wspominam pracę w tym obszarze? Bardzo prosto – od sierpnia do października „jestem w szale twórczym i podbijam świat”, od października do listopada boję się „co to będzie z tego wszystkiego”, potem w grudniu należało zrobić głęboki wdech, zamknąć oczy, włączyć „tryb turbo”
i obudzić się w marcu. Od marca do kolejnego sierpnia można było mówić, że jest to przepiękna sprawa. Bo faktycznie to jest przepiękna sprawa. I dlatego też ciężko było się rozstać z tym dziełem, zwłaszcza, że mam poczucie, że ostatni ze scenariuszy został przygotowany najlepiej (chyba) i też w bardzo dobrym zespole, w bardzo dobrej atmosferze. Więc niechętnie opuszczałem salę teatralną. Na szczęście przy organizacji tegorocznego Misterium – „Powstań i żyj!” – współbracia pozwolili mi wykonać jeszcze kilka prac, by mieć choć delikatny udział przy organizacji kolejnego spektaklu.

M. F.: Zapewne ostatnie lata to okres wytężonej pracy tak dydaktycznej, jak i duchowej. Który okres studiów był najtrudniejszy, a który sprawiał największą radość?

dk. Paweł: Dla mnie kryzysowy był piąty rok seminarium. Dużo pracy przy Misterium, przy tym pisanie pracy magisterskiej, bardzo dużo przedmiotów. W moim przypadku chyba baterie intelektualne zostały naładowane
w nowicjacie i stopniowo się rozładowywały. Stąd im dalej, tym ciężej. Pamiętam, jak kilkakrotnie podczas piątego
roku mówiłem, że coś się zmieniło i spadła mi werwa naukowa. Ale udało się przebrnąć i przez to. Co do radości, myślę,
że paradoksalnie najradośniejszy był rok szósty, a więc po najbardziej kryzysowym przyszedł najprzyjemniejszy. Dużo rzeczy trzeba było finalizować, zdać egzamin magisterski. I przy okazji ma się przedmioty najbardziej praktyczne jak choćby spowiednictwo. Gdy w ramach ostatniego egzaminu z liturgiki otrzymałem polecenie, by „odprawić nieważną Mszę świętą na próbę”, to po prostu się uśmiechnąłem i pomyślałem, że chyba faktycznie będę tym księdzem.

M. F.: Już niedługo, 5 maja, święcenia w stopniu prezbiteratu. To wielkie wydarzenie dla młodego człowieka, jak i dla jego rodziny, przyjaciół i znajomych. Jakie emocje temu towarzyszą?

dk. Paweł: Po pierwszym dniu bycia diakonem powiedziałem siostrze, że Matka Kościół to jest mądra, bo gdybym z dnia na dzień miał zacząć robić wszystko, co zwykle robi ksiądz, to wysiadłbym z powodu emocji. Ale właśnie ta pierwsza zmiana, która się dokonała przy święceniach diakonatu, ona pokazała mi, że tego rodzaju wydarzeniom będzie towarzyszyło mnóstwo stresu, ale i radości. Bo wielką radością było pierwsze kazanie (w rodzinnej parafii), pierwsze ochrzczone dziecko, pierwsze błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Skoro tak było, to pierwsza odprawiona Eucharystia czy pierwsze rozgrzeszenie bez wątpienia również będzie przeżyciem. Więc trzeba czekać, cieszyć się
i przygotowywać.

M. F.: Jaką ma Ksiądz Diakon wizję swojego kapłaństwa? W jakim obszarze pracy duszpasterskiej chciałby realizować Boże powołanie?

dk. Paweł: Nie wiem. Na pewno chciałbym pracować duszpastersko, wśród ludzi, ale co do jakiejś konkretnej wizji czy konkretnego projektu, to nawet celowo unikam na razie tego tematu. W tym momencie raczej skupiam się na tym, by pójść tam, gdzie będzie potrzeba i zrobić to, co zostanie mi polecone. Tego założenia chciałbym się trzymać.

M. F.: Jakie są Księdza Diakona sposoby na spędzanie wolnego czasu?

dk. Paweł: Na wstępie napiszę (mam nadzieję, że nie zabrzmi to źle), że lubię się modlić.
W odniesieniu do pasji i wolnego czasu chciałbym postawić na pierwszym miejscu modlitwę, choć wiadomo, że mój świat nie jest idealny. Klamrowo odwołam się też do tego, co napisałem we wstępnej autoprezentacji. Gdy jest gdzie pograć
i z kim, to piłki nożnej raczej nigdy nie odmówię, bo przed wstąpieniem (w zasadzie od wczesnej podstawówki) nie schodziłem z boiska. Jeśli nie ma z kim grać, to zawsze można biegać lub po prostu ćwiczyć. Do tego należy dodać gitarę, ale tego tematu lepiej zbytnio nie rozwijać, bo się wiąże z wieloma trudnymi przeżyciami ??. A oprócz tego chyba nic wyjątkowego – trzeba dużo czytać, czasem coś obejrzeć, czasem coś popisać, a czasem pewnie po prostu i po ludzku „zmarnować” nieco czasu.

M. F.: Bardzo dziękuję za poświęcony nam czas, a w imieniu Redakcji „Mojej Parafii” i wszystkich Czytelników życzymy wszelkiego dobra i darów Ducha Świętego podczas pobytu w naszej parafii.



do góry