„NIE MAMY SIĘ CZEGO LĘKAĆ!”
6 maja 1989 roku przyjął Ksiądz święcenia kapłańskie.
Jak wyglądała Księdza droga powołania?
Pochodzę z Jabłonny koło Warszawy. W tej miejscowości nie ma
pallotynów, ale przed laty jeden z nich pracował w sąsiedniej
parafii w Legionowie. Stamtąd przyjeżdżał, by pomagać w mojej
rodzinnej parafii. To był ksiądz, który w pewien sposób odróżniał
się od tych, których znałem do tej pory. Promieniował radością, dużo
czasu spędzał wśród młodzieży. Wtedy właśnie pierwszy raz
pojechaliśmy do Wyższego Seminarium Duchownego do Ołtarzewa, gdzie
poznałem pallotyńskich kleryków. To był początek zachwytu,
poznawania Pallottiego, odczuwania głosu powołania. Moja droga
powołania zaczęła się od spotkania z pallotynem. Stąd też bierze
początek moje przekonanie, że powołanie rodzi się, kiedy spotykamy
innego człowieka. Czas egzaminu dojrzałości, to był czas stanu
wojennego. Wraz z przyjaciółmi przeżywałem Kościół jako miejsce
wolności. Dzisiaj może wydać się to dziwne, ale dla nas Kościół był
miejscem, gdzie w sposób wolny przeżywaliśmy życie. I to był drugi
element drogi – przeżywanie Kościoła jako przestrzeni, gdzie można
być wolnym, wyrażać pragnienia.
Czas Nowicjatu i studiów w Seminarium był niezwykle twórczy. Można
było poznać siebie, sprawdzić własne możliwości. Było nas wtedy 120
kleryków, a zatem dość pokaźna liczba. Był to okres zdobywania
wiedzy, modlitwy, duszpasterskich prac. W 1989 roku w Polsce
nastąpiły duże przemiany. Jak pallotyni wiedzieliśmy, że będą
potrzebni ludzie do pracy w mediach. Dlatego już w sierpniu tego
roku wyjechałem na studia do Monachium w Bawarii. Studiowałem tam 5
lat dziennikarstwo Wywiad z ks. dr Zenonem Hanasem SAC i komunikację
społeczną. Zrobiłem doktorat z myślą, że by po powrocie zająć się
tworzeniem mediów i szkolić ludzi do pracy w mediach. W czasie
studiów pracowałem też duszpastersko w jednej z parafii w Niemczech,
poznając życie Kościoła na zachodzie Europy.
W 1997 zrobił ksiądz doktorat. Czym w związku z ukończonymi
studiami zajmuje się Ksiądz dzisiaj?
Po powrocie z Niemiec byłem redaktorem naczelnym pallotyńskiego
wydawnictwa APOSTOLICUM i podjąłem pracę dydaktyczną na Akademii
Teologii Katolickiej w Warszawie, później przekształconej w
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zajęcia z komunikowania
społecznego były wówczas nową rzeczą dla studentów. Powstał na
uczelni Instytut Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa. Warto
zaznaczyć, że jego założycielem był ks. prof. Antoni Lewek. W roku
2004 wyjechałem do pracy w Zarządzie Generalnym w Rzymie, gdzie
spędziłem 6 lat. W 2010 roku znów podjąłem pracą na Uniwersytecie,
gdzie zajmuję się m.in. komunikacją public relations, czyli
planowaniem strategii pijarowych dla różnych instytucji, dla firm
czy stowarzyszeń. Prowadzę też zajęcia z komunikowania
interkulturowego.
Jest Ksiądz znawcą mass mediów. Nawiązując do jednego z Księdza
artykułów – jaka jest religijność człowieka medialnego?
Od wielu lat uważa się, że współczesny człowiek ulega sekularyzacji.
W Europie faktycznie zauważa się odejście od Kościoła. A drugiej
jednak strony wydaje się, że Internet daje nowe możliwości dla
religijności. Nowe formy Internetu społecznościowego typu facebook,
sprawiają, że ludzie się łączą w grupy i tworzą się nowe relacje,
wspólnoty. Dla przykładu – na facebooku jedna z amerykańskich stron
religijnych ma 10 milionów fanów. Co więcej, użytkownicy mają między
sobą dużo interakcji. Powiedziałbym, że jako uczniowie Chrystusa
mamy w Internecie opatrznościowe narzędzie.
Jak wyglądała Księdza praca jako redaktora naczelnego wydawnictwa
APOSTOLICUM?
W wydawnictwie i drukarni mamy ponad 100 pracowników, którzy od
wielu lat z oddaniem i poświęceniem przygotowują różne publikacje.
Praca z nimi była przyjemnością. Nasi współpracownicy stworzyli tam
taką atmosferę, że będąc w tym miejscu czuło się jak w domu. Czasem
było dużo pracy, czasem mniej. W ostatnich latach można zauważyć, że
czytelnictwo książek, niestety, spada. Jest to spowodowane m.in.
nowymi mediami. W tym obszarze
trzeba nieustannie zmieniać profil wydawania książek. Pamiętam, że
kilka ciekawych rzeczy zostało wówczas opublikowanych. Do dziś są
wznawiane np. podręczniki do katechezy lub też seria rozważań na
każdy dzień. Zainteresowanie tymi zbiorami biblijnych rozważań
pokazywało, że ludzie wierzący potrzebują codziennej strawy
duchowej.
W 1999 roku Współbracia nagrodzili oddaną pracę Księdza. Wybrano
Księdza Viceprowincjałem Prowincji Chrystusa Króla.
Nie chciałbym postrzegać tego wyboru w kategoriach nagrody, ale
raczej posługi. Posługa zarządzania we wspólnocie, podejmowanie
decyzji personalnych, realizowanie projektów – ktoś to „musi” robić.
W naszej pallotyńskiej tradycji zarządzania, staramy się robić to w
grupie. Decyzje nie są podejmowane tylko przez jednego człowieka.
Odpowiedzialna grupa rozważa, modli się, rozeznaje i w duchu
wspólnotowości rodzi się rozstrzygnięcie. W pallotyńskim stylu
zarządzania potrzebne są osoby, które umieją działać w grupie.
Mija 5 lat i zostaje Ksiądz wybrany Vicegenerałem pallotynów.
Nieoczekiwana historia! Nie spodziewałem się tego. Chciałem pracować
na Uniwersytecie. Na czas Zebrania Generalnego w Rzymie poprosiłem o
urlop na Uczelni. Był to październik 2004, początek roku
akademickiego. Zostałem wybrany jako Vicegenerał i pojawił się mały
problem. Nie można nagle tak w 5 minut zamknąć wszystkich spraw i
wyjechać z kraju. Przyjeżdżałem więc do Polski, aby promować
studentów; nie mogłem ich zostawić w czasie, kiedy oni już się
przygotowywali do egzaminu magisterskiego. Wybór do Zarządu
Generalnego wynikał m.in. z tego, że moje wykształcenie pozwalało na
stworzenie sieci komunikacji w Rzymie. Pamiętam, że jak przyjechałem
do Rzymu, to nie było najlepiej. W Polsce byliśmy przyzwyczajeni do
Internetu (był 2004 rok), a w Rzymie to było w powijakach. Przez
kilka lat stworzyliśmy system komunikacji wewnętrznej, w której
komunikujemy się w sześciu językach. Był pomysł utworzenia
Pallotyńskiej Agencji Informacyjnej. Pallotyni są bowiem w różnych
zakątkach świata. Dziennikarze nie wszędzie docierają z powodu
wojen, prześladowań czy zamieszek. Do szerokiej opinii publicznej
nie docierają ważne informacje. Za pomocą naszych kanałów
informacyjnych moglibyśmy dokumentować wiele ważnych zdarzeń.
Jako Vicegenerał musiał Ksiądz zwiedzić spory kawałek świata.
Tak. Kiedyś obliczyłem, że w ciągu roku ponad połowę czasu byłem w
podróży. Przez kolejne lata wizytowałem: Indie, Wybrzeże Kości
Słoniowej, Rwandę, Kongo, Nigerię. Byłem na Tajwanie, żeby
przygotować utworzenie naszej misji. Nasi współbracia Hindusi są już
tam, uczą się chińskiego, by pracować duszpastersko. Pallotyni
pracują wielu krajach, m.in. w:
Brazylii, Kolumbii, Wenezueli, Meksyku, Kanadzie, USA czy w różnych
krajach Europy Zachodniej.
Jaki jest „raport o stanie wiary” w tych krajach?
Są kraje, gdzie pallotyni prężnie się rozwijają. Wiara tam żyje.
Wiele prowincji jednak umiera – tak jest w Szwajcarii, Stanach
Zjednoczonych, Włoszech czy Australii. Potrzebujemy ludzi, młodych
ludzi!
Jak przedstawia się Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego w
liczbach?
W 2010 roku, kiedy kończyłem kadencję jako Vicegenerał, liczba
pallotynów rosła. Rosła w: Afryce, Azji i Ameryce Południowej. W
Europie malała. Duże zgromadzenia zakonne takie jak salezjanie czy
jezuici doświadczają w ostatnich latach silnych spadków liczebności.
W naszym Stowarzyszeniu możemy zauważać niewielki, kilkuprocentowy
przyrost. Wśród męskich zgromadzeń zakonnych jesteśmy na 17 miejscu
na świecie pod względem liczby. Jest nas około 2500. Najwięcej jest
polskich pallotynów, bo aż ponad 700. Dużo jest też Hindusów, bo
500.
Po powrocie do Polski został Ksiądz ponownie Viceprowincjałem.
Gdzie lepiej? W Rzymie czy w Warszawie?
Tak jest tam, gdzie właśnie jestem (śmiech). Chcę powiedzieć, że
tęskniłem za powrotem do pracy na uczelni, do życia w Polsce. Sześć
lat w administracji na poziomie generalnym, to bardzo dobre
doświadczenie. Dużo czasu zajmują podróże, spotkania, wizytacja.
Brakuje nieco czasu na rozwój własnej wiedzy, intelektu, na
rozwijanie się. Myślę, że ktoś, kto zbyt długo uczestniczyłby
w takim stylu życia, mógłby po pewnym czasie przestać być twórczym.
Dlatego cieszyłem się na spotkanie ze studentami. Dużo się dzieje we
współczesnym świecie. Musimy poszukiwać dróg dotarcia do ludzi.
Stoją oni przed dużą możliwością wyboru. Potencjał wspólnoty
Kościoła jest duży, a jednak jest ona kojarzona z grupa ludzi
dziwnych, zalęknionych. A tymczasem, my nie mamy się czego lękać!
Musimy dzielić się pewną wizją, którą mamy do zaoferowania. Nie
bójmy się. Jest w Kościele wielu młodych, którzy chcą takiego
wyjścia do świata i mają predyspozycje, żeby być świadkami Chrystusa
w nowoczesnym świecie. Dlatego cieszę się, że mogę być na
Uniwersytecie. Chrześcijaństwo i Kościół dzisiaj wymagają
intelektualnego przygotowania do głoszenia Chrystusa.
Jakie są Księdza obowiązki jako Viceprowincjała?
Oprócz zadań Viceprowincjała mam dodatkową funkcję – jestem Rektorem
wspólnoty w Warszawie. Do naszej wspólnoty przynależy ponad 40
księży i braci. To wymaga stałego pobytu w Warszawie. Jest to dla
mnie dość wygodne, ponieważ można to połączyć z praca na UKSW. Nie
muszę jeździć tak dużo, jak czyniłem to kiedyś. Wizytacji dokonują
Prowincjał i Radcy, a ja pełnię funkcję na miejscu.
Podczas rekolekcji adwentowych dużo nawiązywał Ksiądz do słów
Benedykta XVI. Wiele ludzi nie chce słuchać papieża, argumentując,
że co o życiu może wiedzieć starszy, siwy Pan, od lat mieszkający za
murami Watykanu. Jak zachęcić ludzi do
czytania jego encyklik, książek etc.?
Rzeczywiście, język papieża Benedykta XVI może się jawić jako trudny
w odbiorze. Jest to jednak bez wątpienia człowiek, który, zwłaszcza
kiedy mówi swym ojczystym językiem, może zachwycić błyskotliwością i
głębią myśli. Może poniekąd „rzucać ludzi na kolana”.
Intelektualiści rozumieją, o co jemu chodzi. Mogą się nie zgadzać z
poglądami i krytykować, ale z uznaniem akceptują poziom wiedzy i
argumentowania. Jeden z najbardziej znanych niemieckich filozofów i
socjologów, Jurgen Habermas, prowadził publiczną debatę z kardynałem
Józefem Ratzingerem w 2004 roku, na kilka miesięcy przed jego
wyborem na papieża. Przyznał w niej wówczas, że zgadza się z
papieżem, iż liberalno-demokratyczne państwo nie jest możliwe do
zrealizowania bez odniesienia do transcendencji i niepodważalnych
wartości. Potrzebna jest religia i Kościół w państwie. Zdaje się, że
nasi polscy sekularyzujący politycy odwołują się do teorii
społecznych z końca lat 60., które w dyskursie współczesnym są
uważane za przebrzmiałe. Benedykt XVI jest błyskotliwym
intelektualistą. Czytam chętnie jego teksty. Lubię jego sposób
argumentowania, wyrażania myśli. Myślę, że książka „Jezus z
Nazaretu” powinna być obowiązkową lekturą współczesnego
chrześcijanina jako wskazówka do interpretowania Pisma Świętego.
rozmawiał: Bernard Pająk