BLASK WIECZORU WIGILIJNEGO – WSPOMNIENIE

Pisałam kiedyś o drzewku blado-złocistej róży
Rosnącej tak dawno już temu przy moim starym domu,
Który stoi na dziś opustoszałym już placu...
Dom ten, ma kształt maleńkiego pałacu
Trwa tam do dziś i piękną przeszłość wspomina;
Tak... do wzruszających wspomnień z dawnych lat
dobra jest akurat taka śnieżysta, z kwiatami mrozu na szybach, zima.
Był w nim więc pokój ogromny, niczym piękny salon...
Pokój, o którym piszę, patrzył na świat
trzema długimi, wąskimi oknami,
A Mama moja zdobiła je na święta
delikatnym muślinem białych z pomarańczowymi wzorkami
długich, przeźroczystych lekkich firanek.
I w ten jeden, jedyny dzień w roku
zmieniał się pokój śliczny
W baśniową krainę „Dziadka do orzechów...”
Stawał się wtedy dziwnie tajemniczy
i jakoś czarodziejsko sympatyczny.
Pamiętam... Mój młody Ojciec, o czarnej falistej czuprynie
Z wysiłkiem wnosił doń ogromną jodłę
Pachnącą lasem, mchem, złocistą żywicą...
To wspomnienie tamtych chwil minionych bezpowrotnie
Tak dziwnie jakoś wzrusza i zachwyca...
Dwie moje starsze siostry, na krzesła się wspinały
i z wielce ważnymi minkami mnie, najmłodszej wówczas
z przepastnego pudła ozdoby choinkowe podawać sobie kazały...
I tak we trzy, my dzieciaki, choinkę przystrajając
wśród śmiechu, gwaru, radości
nie bacząc wcale na to, że choinka, ta piękna, świeża zielona,
nasz leśny gość, powiedzieć coś by nam chciała
Bo kłuła nas kosmatymi łapkami
jakby bawiła się z nami...
(Dziś, gdy minęły lata, wiem o tym doskonale...)
To ubieranie choinki wcale długo nie trwało
Tym bardziej, że do Wigilii czasu było tak mało
I oto błyszczała srebrem, kruchymi, barwnymi bombkami,
wstęgami girlanda prześlicznych, które
jakby śmiały się do nas czarodziejskimi „śmieszkami”
A Tata - świeczki, tak świeczki kolorowe
błękitne, żółte, różowe, takie zabawne, kręcone
zapałką jedną zapalał...
I leśna jodła w salonie stawała się nagle królową
W zupełnie nowej szacie – złotej, srebrnej i tak bajecznie kolorowej,
Że szloch za gardło chwytał; i chciało się do niej biec
I coś dobrego, miłego, zielonej, puszystej jodle rzec.
Lecz na komendę Taty zbliżyliśmy się do stołu
Dostając od Ojca opłatek – dzieliliśmy się nim pospołu
życzenia sobie składając, z oczami mokrymi od łez
(Ech, gdy się dzieli tym chlebem, tak dobrze nam wszystkim jest...)
A gdy Wieczerza grudniowa do końca zmierzała już
Ogromny, świąteczny salon spowijał, niczym z krainy baśni
leciutki, złoty kurz...
I zewsząd słychać było rzewnych kolęd śpiew...
Blasku tego Wieczoru nie da się przecież zapomnieć
Choć wszystko przeszło, minęło, należy do cennych wspomnień
(które wciąż i na zawsze śpią w sercu...)

Katarzyna Wilczyńska